Epidemia COVID-19 się rozszerza, tymczasem wciąż nie wiadomo, jakie zwierzęta przyczyniły się do przeniesienia koronawirusa na ludzi. Trzy tygodnie temu chińscy badacze informowali, że mogły to być łuskowce. Do tej pory innym grupom naukowców nie udało się tego jednak potwierdzić. Jak pisze czasopismo "Nature" analizy kolejnych badań genomu wirusa nie przyniosły rozstrzygających wyników. Łuskowce pozostają głównymi podejrzanymi, ale zarzutu postawić im nie można.

Wygląda na to, że pierwsza informacja była zresztą owocem nieporozumienia. Okazało się, że naukowcy i specjaliści od mediów nie do końca się wtedy zrozumieli. Ci drudzy wspominali o 99-procentowej zgodności genomu koronawirusów znalezionych u ludzi i łuskowców, w rzeczywistości taka zgodność dotyczyła tylko fragmentu DNA, odpowiedzialnego za kodowanie miejsca wiążącego receptor. To istotny fragment, ale sprawy nie rozstrzyga. W przypadku całych genomów badania koronawirusów pobranych od różnych łuskowców wskazują na zgodność z ludzkimi na poziomie od 85 do 92 procent, to zdecydowanie za mało, by mówić o pewności. Poszukiwania trwają, bo znalezienie nosiciela jest istotne dla dokładnej charakterystyki koronawirusa. 

Pokryte łuskami, odżywiające się mrówkami zwierzęta, mimo zakazu i surowych kar są często do Chin przemycane. Nie ustaje tam popyt na ich mięso i łuski. Wiadomo, że koronawirusy przenoszą się między ptakami i ssakami, naukowcy uznają za pierwotne źródło infekcji nietoperze, ale są przekonani, że koronawirus, zanim trafił do ludzi, musiał przejść jeszcze przez jakiegoś pośrednika. W przypadku wirusa SARS takim nosicielem były łaskuny chińskie, a w przypadku wirusa MERS - wielbłądy.

Łuskowce są dobrym kandydatem na to pośrednie ogniwo w łańcuchu infekcji, bo badacze już wcześniej obserwowali, że zakażenia koronawirusami bywały przyczyną ich śmierci. Zarówno wirus wywołujący COVID-19, jak i koronawirusy wyizolowane z tych zwierząt wykorzystują do wnikania do komórek receptory o podobnej budowie cząsteczkowej. W tej chwili nosiciela próbują ustalić w samych Chinach trzy zespoły naukowców, z South China Agricultural University w Guangzhou (to oni poinformowali o łuskowcach na konferencji prasowej 7 lutego), z Chinese Center for Disease Control and Prevention i z Chińskiej Akademii Nauk. 

Pierwsza grupa wyjaśniła nieporozumienie w artykule opublikowanym na biomedycznym portalu bioRxiv. Okazało się, że w odniesieniu do całego genomu ich badania wskazały na zbieżność wirusów pobranych od łuskowca z tymi ludzkimi na poziomie 90,3 proc. Trzy publikacje międzynarodowych zespołów naukowych wskazują na zgodność genomów koronawirusów pobranych z próbek przemyconych łuskowców z ludzkimi, wywołującymi COVID-19, na poziomie od 85,5 proc do 92,4 proc. Dwie kolejne publikacje z Chin wskazały na zgodność odpowiednio na poziomie 90,23 proc. i 91,02 proc. Do potwierdzenia nosiciela to wciąż za mało. "Nature" przypomina, że w przypadku SARS łaskuny chińskie uznano za nosiciela dopiero, gdy badania pełnego genomu wirusów wskazały na zgodność na poziomie 99,8 proc. 

Wirusa najbliższego genetycznie do koronawirusa z Wuhan naukowcy znaleźli na razie w organizmie nietoperza z prowincji Yunnan. Genom tego koronawirusa był zgodny z ludzkim w 96 proc. Różnił się jednak w istotnym fragmencie, kodującym właśnie miejsce wiążące receptor. Taki wirus nie mógłby bezpośrednio zakazić człowieka, ale mógłby zmutować w organizmie nosiciela i w ten sposób stać się groźny. Dlatego znalezienie gatunku, który był pośrednikiem jest tak ważne. 

Wszystko co warto wiedzieć o koronawirusie z Wuhan w raporcie specjalnym. Sprawdź!