NASA opublikowała film złożony ze zdjęć wykonych przez sondę Cassini podczas pierwszego w historii przelotu między Saturnem, a wewnętrzna krawędzią jego pierścieni. Po raz pierwszy sonda obserwowała powierzchnię chmur Saturna z tak bliska. Ostatni etap misji Cassiniego, nazwany Grand Finale, przewiduje w sumie 22 takie przeloty zanim 15 września sonda wpadnie w gęste warstwy atmosfery i spłonie.

Zestaw obrazów obejmuje mniej więcej godzinę obserwacji. Zaczyna się od zdjęcia wiru wokół bieguna północnego planety, potem ukazuje fragment otaczającego go, charakterystycznego sześciokątnego prądu zatokowego, wreszcie przesuwa się dalej na południe. Pod koniec filmu obraz się przekręca, gdy sonda zmienia ułożenie, by ustawić antenę w kierunku swojego lotu. Antena miała chronić urządzenia sondy przed ewentualnymi uderzeniami pyłu.

Niespodzianką dla nas jest obserwacja ostrych krawędzi zarówno w przypadku sześciokąta, jak i samego wiru nad biegunem - mówi Kunio Sayanagi z Hampton University w Wirginii, który współpracował przy obróbce zdjęć. Jakiś mechanizm musi utrzymywać chmury na tej samej szerokości geograficznej, by się ze sobą nie mieszały.

W trakcie wykonywania tych zdjęć sonda Cassini stopniowo zbliżała się do Saturna, jej wysokość nad powierzchnią chmur zmniejszała się z 72400 kilometrów do 6700 kilometrów. Rozdzielczość kamery pozwalała zaobserwować coraz więcej szczegółów. O ile najmniejsze, możliwe do rozróżnienia, detale miały na początku 8700 metrów, pod koniec ich rozmiar spadł do 810 metrów.

Obrazy podczas pierwszego przelotu były wspaniałe, ale trzymaliśmy się wtedy dość konserwatywnych ustawień kamery. Po uwzględnieniu wyników najnowszych obserwacji zmienimy je i przy kolejnej podobnej okazji, 28 czerwca spodziewamy się jeszcze bardziej imponujących widoków - mówi Andrew Ingersoll z CALTECH.

Wkrótce powinniśmy poznać zdjęcia z drugiego przelotu Cassiniego między Saturnem i jego pierścieniami, do którego doszło 2 maja. Tym razem nie zobaczymy samej planety, sondę ustawiono tak, by jej kamery przyglądały się pierścieniom. Pierwszy przelot dostarczył naukowcom i kierownictwu misji dobrych wiadomości. Sonda nie trafiła na żadne większe okruchy pyłu, są szanse, że przy kolejnych przelotach manewr osłaniania się talerzem anteny nie będzie nawet potrzebny.