Ulubieniec kobiet, gwiazdor filmowy Jean Paul Belmondo miał wylew krwi do mózgu. Spowodowało to paraliż prawej części jego twarzy. Aktor nie może też mówić. Taka jest wstępna diagnoza lekarzy, którzy odmawiają na razie dalszych komentarzy na temat stanu zdrowia tej żywej legendy francuskiego kina. Najbardziej tajemnicze są jednak okoliczności, w jakich zachorował Belmondo

Według pracowników pogotowia ratunkowego 68-letni Belmondo miał wylew na stacji benzynowej w małej miejscowości na Korsyce, kiedy chciał zatankować paliwo do swojego samochodu. Mer miasteczka twierdzi natomiast, że stało się to kilka kilometrów dalej w wynajmowanej przez aktora willi. Jest to tym bardziej niejasne, że anonimowe źródła podają, iż w momencie wylewu Belmondo znajdował się zupełnie gdzie indziej, w towarzystwie sławnej modelki i początkującej aktorki Laetitii Casty. Tak czy inaczej to właśnie ona zadzwoniła po lekarzy. Podstarzały gwiazdor został przetransportowany do szpitala helikopterem. Lekarze nie chcą na razie powiedzieć nic więcej na temat stanu jego zdrowia.

Przypomnijmy, że już dwa lata temu Belmondo zasłabł na deskach teatru w Breście na północnym zachodzie Francji i został przetransportowany na oddział reanimacyjny tamtejszego szpitala. Sławny pacjent zapewnił wtedy media, że był po prostu przemęczony. Słynny francuski aktor rozpoczął karierę w latach 50. Zyskał międzynarodową sławę rolą w filmie Jean-Luca Godarda "Do utraty

tchu".

16:00