Brytyjska firma, która miała zbudować nowe laboratorium medyczne w Oxfordzie, musiała wycofać się z projektu, bo została zastraszona przez działaczy na rzecz obrony praw zwierząt. Podobne ekoproblemy mamy także w Polsce.

Przez ostatni rok brytyjscy ekolodzy prowadzili kampanię przeciwko firmie - grozili udziałowcom, zamieszczali pamflety w Internecie, kilkakrotnie oblali farbą samochód szefa firmy.

Brytyjskie władze zapowiadają zdecydowane kroki przeciwko działaczom. Naukowcy są wściekli i rozczarowani - w laboratorium miały być prowadzone badania nad sposobami leczenia takich chorób jak białaczka czy Alzheimer. Mówią wprost o "terroryzmie praw zwierząt", który może zagrażać zdrowiu brytyjskiego społeczeństwa.

Ale podobne problemy mamy także w Polsce. Przypomnijmy, warszawska prokuratura ma zbadać, czy Stowarzyszenie Przyjazne Miasto, popełniło przestępstwo, wstrzymując w stolicy budowę centrum handlowego „Arkadia” i kompleksu biurowo-usługowego „Złote Tarasy”. W prokuraturze już teraz mówi się, że trudno będzie udowodnić winę ekologom.

Organizacja ekologiczna może bowiem wtrącać się niemal do każdej inwestycji, bo jest stroną w procesie inwestycyjnym – tłumaczy prokurator Maciej Kujawski – i to daje jej bardzo szerokie uprawnienia. Ma prawo dostępu do akt sprawy, może nawet w ostateczności złożyć skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Ponadto – jak dodaje – ekolodzy mogą spać spokojnie, nawet wtedy, gdy sąd uzna ich protesty za bezpodstawne. Takie stowarzyszenie nie ponosi żadnej odpowiedzialności karnej. Bardzo trudno jest także udowodnić, że ekolodzy biorąc pieniądze od inwestorów, złamali prawo .Zwykle opłaty inwestora w stosunku do organizacji ekologicznych są na określone cele tej organizacji i w związku z tym w procesach sądowych trudno udowodnić, że to była łapówka - mówi Roman Nowicki z Konferencji Inwestorów.

Wprawdzie mają być wprowadzone zmiany w przepisach, które ukróciłyby taką samowolę, ale dopóki nowe prawo te nie wejdzie życie płacenie haraczy ekologom szybko się nie skończy...