Czerwone światło? Nawet nie podchodź. Zielone? Możesz zagadać. Naukowcy z University of British Columbia i inżynierowie firmy ABB proponują system oznaczeń stanowisk pracy FlowLight, który ma sygnalizować, kiedy dany pracownik jest zajęty i nie życzy sobie, by mu przeszkadzać. Czerwonej lampki jednak nie można tak po prostu włączyć, by mieć święty spokój, trzeba sobie na nią zapracować. Szczegóły pomysłu, który wcale nie musi się pracownikom spodobać, zaprezentowano dziś w Denver podczas konferencji Association for Computing Machinery CHI 2017. Czy to faktyczna pomoc, czy totalna inwigilacja, każdy może ocenić sam.

Idea jest prosta. Chodzi o to, by pracownicy nie przeszkadzali sobie nawzajem w sytuacji, gdy są silnie skoncentrowani na pracy i każda przerwa wytrąca ich z rytmu i utrudnia powrót do przerwanego wątku. Kiedy ktoś ci przerywa, rośnie ryzyko pomyłki i bardzo dużo czasu zajmuje powrót do pracy, którą się zajmowaliśmy - mówi prof. Thomas Fritz z UBC, który opracowywanie tego wynalazku rozpoczął jeszcze w czasie pracy na University of Zurich.

Pomysł pojawił się w czasie współpracy z firmą ABB Inc., której pracownicy przyznawali, że musieli specjalnie oznaczać swoje biurka, by nikt nie przeszkadzał im w programowaniu. FlowLight ma teraz automatycznie przełączać się między czerwonym a zielonym światłem, gdy analiza aktywności pracownika na klawiaturze i użycia myszki wskazuje, że pracujemy bardzo intensywnie, albo mamy chwilę oddechu. Istotny jest przy tym automatyzm działania FlowLight, bowiem - zdaniem autorów pomysłu - każda świadoma zmiana światła, czy wystawianie ostrzegawczych znaków, w praktyce przyczynia się do dekoncentracji.

System testowano we współpracy z grupą 450 pracowników ABB i wyniki były obiecujące. Badani nie tylko wskazywali na mniejszą liczbę niepotrzebnych przerw w pracy, ale też na zmianę biurowej kultury, w której pracownicy zaczynali bardziej zwracać uwagę na to, by nawzajem szanować swój czas i sobie nie przeszkadzać. Niektórzy też przyznawali, że owszem, światła mobilizowały ich, by pracę skończyć szybciej.

Autorzy pomysłu zastrzegają, że FlowLight nie ma być narzędziem dyscyplinowania pracowników i wpędzania ich w jeszcze większą konkurencję. Czerwona lampka może się więc świecić tylko przez pewną, określoną z góry, sumę czasu dziennie, która nie zmienia się bez względu na to, jak intensywnie pracujemy. W ten sposób, nie budząc wyrzutów sumienia, gdy pracujemy za wolno, czerwona lampka bedzie rzeczywiście pokazywać chwile, kiedy jesteśmy szczególnie skoncentrowani i sami nie chcielibyśmy, by ktoś nam przeszkadzał.

Cóż, można w te zapewnienia wierzyć lub nie, trudno oprzeć się wrażeniu, że na widok szefa każdy wolaby jednak "świecić na czerwono". Dodatkowo też prof. Fritz przyznaje, że monitorowanie aktywności pracownika chciałby posunąć jeszcze dalej. Jego zdaniem sama analiza działań wykonywanych na klawiaturze, czy z pomocą myszki to za mało. Dlatego rozpoczął już testy modyfikacji systemu FlowLight, w którym program wykorzystywałby takie dane, jak tętno, szerokość źrenic, częstość mrugnięć oczami, czy nawet... elektryczna aktywność mózgu. Coś mi mówi, że takiej inwigilacji pracownicy zaświecą czerwone światło z góry, bez mrugnięcia okiem i ruchu myszką...