Australijscy naukowcy dodają swoje trzy grosze do dyskusji o tym, ile wody powinniśmy pić. Na łamach czasopisma "Proceedings of the National Academy of Sciences" przekonują, że żadne z góry narzucone normy nie mają sensu, a my powinniśmy przede wszystkim słuchać swojego organizmu. Wyniki ich badań pokazują, w jaki sposób ciało samo daje nam znać, gdy ma dość.

Badacze z Monash University w Melbourne zauważyli, że w miarę picia przełykanie przychodzi nam z coraz większym trudem, postanowili sprawdzić, czy to złudzenie, czy efekt, który się u różnych osób powtarza. Jak piszą na łamach PNAS, samemu procesowi przełykania nie poświęcamy zwykle żadnej uwagi, bo gdy jesteśmy odwodnieni, wtedy bowiem przychodzi nam to bez żadnego problemu. Sytuacja zmienia się, gdy już się napijemy. 

Jak pisze na swej stronie internetowej czasopismo "New Scientist", uczestników eksperymentu proszono o opisanie trudności w przełykaniu, które odczuwają po wypiciu znacznych ilości wody. Okazało się, że w skali od 1 do 10, trudności te rosły przeciętnie do poziomu 5, podczas, gdy spragnieni uznawali, że trudności nie ma i wskazywali na 1.

Także badania aktywności mózgu wskazywały, że u osób, które wypiły właśnie duże ilości wody, każdy kolejny łyk wymaga dodatkowego zaangażowania obszaru kory przedczołowej, odpowiedzialnego za inicjowanie świadomych działań. To wskazuje na istnienie mechanizmu kontroli spożycia płynów, o którym zwykle nie myślimy - komentuje Zachary Knight z University of California w San Francisco.

Zdaniem pierwszego autora pracy, Michaela Farrella z Monash University, wyniki tych badań wskazują, że rady, by świadomie wypijać określone ilości wody, są bezsensowne. Nasz organizm ma szereg subtelnych mechanizmów kontroli ilości wypijanych przez nas płynów. Wystarczy, że poddamy się jego sugestiom, a z pewnością będziemy nawodnieni w sam raz - mówi Farell i dodaje, że obowiązuje to także tych, którzy uprawiają sport. Picie na zapas nie ma sensu.

(j.)