"To jest z pewnością złota era badań kosmicznych, bo dzięki nowemu teleskopowi jesteśmy w stanie widzieć dalej, wiemy, że potrafimy precyzyjnie uderzyć w planetoidę, wkrótce będziemy wracać na Księżyc, a potem ruszać na Marsa” – mówi RMF FM dyrektor NASA Bill Nelson. Były senator i astronauta podkreśla, że misją agencji jest nie tylko wysyłanie misji załogowych i odkrywanie Wszechświata, ale też badanie skutków zmian klimatycznych na Ziemi, czy ochrona naszej planety przed groźnymi planetoidami. Zapowiada też, że wyniki prowadzonych analiz UFO będą publicznie dostępne. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim Bill Nelson zadeklarował też, że liczy na polsko-amerykańską współpracę kosmiczną, w tym udział polskiego astronauty, Sławosza Uznańskiego w misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Grzegorz Jasiński, RMF FM: Panie senatorze, miło widzieć pana w Warszawie. Dziękuję za okazję do zadania kilku pytań. Pierwsze musi oczywiście dotyczyć celu pana wizyty w Polsce. Czy możemy oczekiwać większej współpracy Polskiej Agencji Kosmicznej i polskich firm z NASA?

Dyrektor NASA, Bill Nelson: Polska jest zaangażowana w program kosmiczny w istotny sposób i to będzie się rozwijać w jeszcze większym stopniu. Po pierwsze we współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA), z którą wiąże coraz większą cześć swojej aktywności. Po drugie, Polska będzie realizować dwustronne programy bezpośrednio ze Stanami Zjednoczonymi. Dam przykłady. W 2025 roku rozpocznie się misja poświęcona pomiarom wiatru słonecznego, skutków wybuchów na Słońcu, które emitują promieniowanie. Instrument do tego celu jest budowany właśnie tutaj i zostanie wyniesiony w kosmos. To jest przykład współpracy naukowej z USA. Z kolei Europejska Agencja Kosmiczna wybrała właśnie nową grupę astronautów. Na liście jest polski astronauta i w pełni oczekujemy, że poleci w kosmos i będzie miał okazję odwiedzić Międzynarodową Stację Kosmiczną. Spotkałem go podczas tej wizyty, widziałem się z nim też kilka tygodni temu w Kennedy Space Center na Przylądku Canaveral na Florydzie.

Byłem małym chłopcem, kiedy spod stołu oglądałem transmisję lądowania człowieka na Księżycu. I marzyłem, by jeszcze za swojego życia zobaczyć kolejne misje na Księżyc. I teraz to wreszcie wydaje się realne, bo NASA rusza z powrotem na Księżyc, a potem na Marsa. Chciałbym zapytać, czy program Artemis ma być przede wszystkim inspiracją, jak było wcześniej? Czy ma mieć charakter głównie naukowy? Czy łączyć obie te funkcje? Na ile ta inspiracja jest wciąż istotna?

To kilka pytań. Więc po kolei. Tak, po pół wieku wracamy na Księżyc. Tym razem jednak wracamy na Księżyc z innych powodów i w innym celu. Wracamy na Księżyc, by zacząć tam żyć, by tam się uczyć, pracować, tworzyć innowacje, wszystko po to, by potem ludzie mogli polecieć na Marsa i bezpiecznie wrócić. Tym razem, lecimy też na Księżyc w inny sposób. To ma być międzynarodowa misja, realizowana nie tylko za sprawą Stanów Zjednoczonych. To ma być misja w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Lecimy na Księżyc pojazdem Artemis z kapsułą załogową Orion, zbudowanymi przez NASA. Na orbicie Księżyca połączymy się z lądownikiem wyprodukowanym najpierw przez firmę SpaceX, a w dalszej kolejności przez firmę Blue Origin. Dzielimy się tymi zadaniami. Pytał pan, czy to ma wciąż służyć inspiracji. Tak, z pewnością w części to ma być inspiracją. Trzeba było widzieć spojrzenia 500 uczniów, z którymi dziś w Warszawie rozmawiałem. Nie zauważyłem, by ktokolwiek przysypiał. Temat badań kosmicznych i naukowego poznawania kosmosu przykuł ich uwagę. Ale jeszcze bardziej, niż inspirować, chcemy też kreować, tworzyć wynalazki. Tworzymy na Ziemi nowe kosmiczne technologie, by stosować je w kosmosie, ale one mają też zastosowanie na Ziemi. I wszyscy z nich korzystamy. Niektóre farmaceutyki, czy kamera smartfona są przykładami technologii kosmicznych. To choćby taka kamera w postaci układu scalonego. Przemysł kosmiczny daje jednak także swoją ekonomiczną wartość, która pomnaża się w gospodarkach na Ziemi, daje dobrze płatne miejsca pracy.

Wspomniał pan o nowych technologiach. Jakie technologie - choćby na przykład napęd nuklearny - wydają się teraz najbardziej interesujące z punktu widzenia podróży na Marsa?

My musimy lecieć na Marsa szybciej, niż pozwalają nam tradycyjne technologie chemiczne. Z wykorzystaniem konwencjonalnych metod potrzebujemy na to od 6 do 8 miesięcy. Potem, jak tam dolecimy, ze względu na wzajemny układ planet musimy pozostać na powierzchni rok lub dwa, by potem znowu wracać przez 6 do 8 miesięcy. Musimy więc lecieć na Marsa szybciej. To powinno się udać z termicznym napędem nuklearnym i w szczególności z elektrycznym napędem nuklearnym. Prowadzimy eksperymenty dotyczące obu tych technologii.

Jak wyobraźnia prywatnych przedsiębiorców wpływa na działania NASA? Nie konkurujecie państwo lecz współpracujecie z prywatnymi firmami. Na ile prywatny przemysł wpływa na to, co NASA myśli, co planuje?

Dam panu przykład. Dajemy prywatnemu przemysłowi rządowe pieniądze, by mógł zająć się innowacjami. I dzięki temu, w tym konkretnym przypadku otrzymujemy prywatne systemy startowe i lądowniki, które będą mogły sprowadzić na Księżyc aparaturę naukową zanim staną tam ludzie. Takim przykładem były pieniądze NASA dla firmy SpaceX, która opracowała rakiety i pojazdy kosmiczne. Te rakiety mogą być wystrzeliwane praktycznie co tydzień, a pojazdy zapewniają nam dostarczenie załogi albo ładunku na Międzynarodową Stację Kosmiczną. System zachęt dla prywatnego biznesu bardzo dobrze działa.

Załogowy program kosmiczny jest oczywiście najbardziej popularny i interesujący dla opinii publicznej, ale podkreśla pan, że wśród zadań NASA są i inne, w tym programy badań kosmosu i ochrony Ziemi. Co konkretne przez tę ochronę Ziemi NASA rozumie?

Po pierwsze, zrozumienie, co dzieje się z naszym klimatem, czego potrzebujemy jako gospodarze Ziemi, żeby ją zachować. Po to są satelity, które to badają. NASA je zaprojektowała, zbudowała, wystrzeliła na orbitę i większości się nimi zajmuje. W ciągu następnych 10 lat planujemy wystrzelić kolejne cztery wielkie obserwatoria, które pozwolą nam kompleksowo ocenić, co dzieje się z naszą planetą. To obserwatoria do badań lądów, wody, lodu i atmosfery, które pozwolą nam, ludziom dokładnie zrozumieć, jak mamy naszą planetę chronić.

Jeśli mówimy o ochronie Ziemi, nie możemy zapomnieć o groźnych planetoidach. A może nawet o ochronie przed pozaziemskim życiem. NASA też się tymi badaniami zajmuje.

To prawda. Porozmawiajmy i o jednym, i o drugim. Wiemy, że bardzo duża kosmiczna skała, o średnicy niemal 10 kilometrów zniszczyła przed milionami lat życie na Ziemi, zabiła przy tym dinozaury. Dlatego uruchamiamy misje, które mają takich groźnych plenetoid zabójców wypatrywać. Chcieliśmy się przekonać, czy możemy taką planetoidę trafić, czy możemy ją nieco poruszyć. Sprawdziliśmy to w ubiegłym roku. Planetoida była ponad 10 milionów kilometrów od Ziemi, nasza sonda trafiła ją z prędkością 25 tysięcy km/h i zdołaliśmy ją nieco poruszyć. Teraz więc już wiemy, że jeśli mielibyśmy gdzieś daleko odkryć planetoidę, która mogłaby zagrozić Ziemi, moglibyśmy ją trafić i nieco wytrącić z trajektorii tak, by ostatecznie nie trafiła w Ziemię, by jej trajektoria nas minęła. Aktywnie szukamy takich groźnych planetoid. A skoro pyta pan o obce cywilizacje. Czy jest gdzieś inne życie? Wszechświat jest tak duży, ma 13,8 miliarda lat. I my właśnie z pomocą Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba zarejestrowaliśmy promieniowanie, które biegło z prędkością światła przez 13,5 miliarda lat. Czy więc jest możliwość istnienia życia tam, gdzie jest inne Słońce, inna skalista planeta, gdzie przez dostatecznie długo jest nie za gorąco, nie za zimno i są tam odpowiednie substancje chemiczne? Zapytałem naszych naukowców, jakie jest matematyczne prawdopodobieństwo, że w przepastnych przestrzeniach Wszechświata inna Ziemia krąży wokół innego Słońca. Powiedzieli, że jedna na trylion. Czy więc mamy szanse odebrać sygnał, jakąś wiadomość od jakiejś innej inteligentnej cywilizacji we Wszechświecie? Szukamy, zaglądamy, nasłuchujemy. To część misji NASA, by szukać życia.

Przed kilkoma dniami w NASA odbyła się konferencja poświęcona tak zwanym Niezidentyfikowanym Obiektom Latającym (UFO), czyli jak się to ostatnio określa UAP. Obiecano, że NASA będzie bardziej otwarta na temat tego typu badań. Co pan o tym sądzi?

Ja sam zwołałem ten panel i instrukcje przewidują, by zaangażowani w nim naukowcy informowali w otwarty sposób. Ale my w ogóle jesteśmy otwarci. Jesteśmy w końcu organizacją naukową. Dlatego poprosiłem, by przeanalizowano zjawiska typu UAP z punktu widzenia naukowego, by sprawdzono, co pokażą nasze instrumenty badawcze. Zobaczymy, czego się dzięki nim dowiemy.

Chciałbym na koniec zadać jeszcze nieco bardziej prywatne pytanie. Jest pan doświadczonym politykiem i doświadczonym astronautą. To wydaje się idealnym zestawem cech do sprawowania funkcji szefa NASA. Jak to więc jest być szefem NASA właśnie w tej chwili, z punktu widzenia historii i postępu technologicznego?

To jest z pewnością złota era badań kosmicznych, bo dzięki nowemu teleskopowi jesteśmy w stanie widzieć dalej, wiemy, że potrafimy precyzyjnie uderzyć w planetoidę. Kontynuujemy misje załogowe i wkrótce będziemy wracać na Księżyc, a potem ruszać na Marsa. To niezwykle ekscytująca chwila i sądzę, że ludzkość skorzysta nie tylko z tego, czego dowiemy się o naszym pochodzeniu, o tym, kim jesteśmy, gdzie w tej pustce Kosmosu się znajdujemy, ale też z technologii, które opracujemy, by też na Ziemi mogły nam pomóc. Mamy w polityce wiele podziałów, wciąż się dzielimy, oddalamy. Ale jeśli popatrzymy na Ziemię, tak jak ja widziałem z okien promu kosmicznego, nie zobaczymy podziałów religijnych, rasowych, czy politycznych. Ja widziałem Ziemię jako całość. Wszyscy jesteśmy obywatelami planety Ziemia. I jeśli się tego nauczymy i wprowadzimy to w naszą politykę, wszystkim nam będzie dużo lepiej.