Rusza kolejny etap zmagań z ustawą zdrowotną. W Sejmie drugie czytanie projektu, który ma zastąpić przepisy zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. To łatanie szalupy brezentem - mówi opozycja.

Słowa „troska o pacjenta” odmieniane były, w trakcie prac nad projektem ustawy, przez wszystkie przypadki i dosłownie przez wszystkich. Wkrótce okazało się jednak, że troska troską, ale polityka polityką.

Zdecydowano się więc na krótszy i prostszy projekt. Podstawą miał być ten, przygotowany przez rząd, który od początku wprawdzie nie był najlepszy, ale po wstawieniu poselskich poprawek, wyszedł jeszcze gorzej.

Ta ustawa ma pełne szanse wrócić w to miejsce, z którego wróciła, czyli do Trybunału Konstytucyjnego, To jest ustawa o Narodowym Funduszu Zdrowia bis, Ustawa jest, nadziei nie ma - tak o projekcie ustawy zdrowotniej mówią posłowie opozycji.

Mniej krytyczna jest Maria Gajecka–Bożek z SLD: Po to są konsultacje społeczne, które się odbywają, żeby tę ustawę udoskonalać w następnych miesiącach. I tak mija miesiąc za miesiącem.

A projektu nie oszczędza Najwyższa Izba Kontroli. Według kontrolerów, projekt ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych zawiera kilka przepisów, które mogą prowadzić do nadużyć.

Chodzi o pożyczki i kredyty, jakich mógłby udzielać NFZ zakładom opieki zdrowotnej, możliwości zakupu przez NFZ obligacji, braku kontroli parlamentarnej nad budżetem NFZ oraz dowolności w podejmowaniu decyzji ministra zdrowia czy prezesa NFZ o leczeniu ubezpieczonego.