​Brytyjskie Królewskie Towarzystwo Psychiatryczne domaga się od mediów społecznościowych przekazania danych, które pozwolą przeprowadzić kompleksowe badania nad wpływem, jaki serwisy internetowe wywierają na dzieci. Nie chodzi jedynie o wyniki sondażów. Informacje na temat czasu, jaki dzieci spędzają w internecie też nie wystarczą.

Żeby badania nad wpływem portali społecznościowych na dzieci miały sens, psychiatrzy muszą mieć dostęp do stron, które są odwiedzane przez dzieci. W przekazanych danych powinny się znaleźć również informacje o materiałach graficznych, jakimi dzieci najczęściej są bombardowane , i algorytmie, który na podstawie indywidualnych upodobań, podpowiada użytkownikom treści.

Mamy do czynienia z wirtualną infekcją. Młodzi ludzie wymieniają się między innymi informacjami o metodach samobójstw, samookaleczenia i niebezpiecznych dietach. Chcemy ten proces zrozumieć i mu zapobiec - mówi dr Bernadka Dubicka z królewskiego Koledżu Psychiatrycznego.

Dotychczasowe badania opierały się na spontanicznie wypełnianych przez dzieci formularzach ankietowych. To, zdaniem uczonych, nieprecyzyjny sposób monitowania zachowań w internecie.

Brytyjscy psychiatrzy wezwali także rząd do dodatkowego opodatkowania mediów społecznościowych, takich jak Facebook, Instagram i Twitter. Dochód z tego miałby wesprzeć proponowane badania i opiekę nad dziećmi z problemami emocjonalnymi.

Inicjatywa Królewskiego Towarzystwa Psychiatrycznego spotkała się ze sprzeciwem organizacji stojącej na straży swobód obywatelskich. Zdaniem jej rzecznika, nie wolno z dzieci robić doświadczalnych królików, nawet jeśli cel takich badań jest szczytny. Jak dodał, prawo do prywatności powinno być priorytetem dla badaczy i badanych.