Chińczycy znaleźli się w ekskluzywnym klubie zdobywców kosmosu. O godz. 3 z bazy na pustyni Gobi wystrzelono statek kosmiczny Shenzhou 5 z człowiekiem na pokładzie. Do tej pory takie programy prowadziły USA, ZSRR, a potem Rosja.

Po 10 minutach lotu pojazd wszedł na orbitę okołoziemską. Pierwszy chiński astronauta, czy też jak go nazywają w Chinach - taikonauta - 38-letni Jang Li-wej zapewnił, że misja przebiega bez przeszkód. Shenzhou, czyli boski statek ma okrążyć naszą planetę 14 razy i po mniej więcej 21 godzinach taikonauta powróci na Ziemię w specjalnej kapsule.

Władze w Pekinie tak bardzo obawiały się kompromitacji, że anulowały bezpośredni przekaz telewizyjny ze startu rakiety; poinformował o tym jedynie spiker. Jednak pół godziny później, gdy statek był już na orbicie i wszystko przebiegało zgodnie z planem, retransmisja startu pojawiła się we wszystkich kanałach telewizyjnych.

W specjalnym oświadczeniu prezydent Chin powiedział, że to wielki dzień dla ojczyzny, a chińskie media podkreślają, że każda część statku jest dziełem miejscowych ekspertów, co więcej w Shenzhou zastosowano kilkadziesiąt innowacji technicznych.

Zagraniczni specjaliści mówią jednak co innego. Chińczycy stosują bowiem nieco zmodernizowaną rosyjską technologię, znaną od kilkudziesięciu lat. Z kolei zdjęcia satelitarne ich wyrzutni do złudzenia przypominają model organizacyjny Centrum im. Kennedy’ego na Florydzie. Sukces chińskiej misji może mieć na razie znaczenie propagandowe.

Chińczycy zaczęli podbój kosmosu dziesiątki lat później niż konkurenci, ale dzięki temu mogli garściami korzystać z technologii rosyjskich i amerykańskich. Teraz chcą być liderem podboju kosmosu. Zapowiadają budowę własnej stacji orbitalnej oraz wysłanie pojazdu załogowego na Księżyc.

09:20