Wojciech Gąsienica Byrcyn nie jest już dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Odwołał go minister ochrony środowiska, jak powiedział, "w trosce o park". Główny zarzut wobec Byrcyna to niezałagodzony konflikt z lokalnymi środowiskami. "Ja chcę chronić przyrodę dla Polaków, a nie tylko dla świstaków" - mówił minister Tokarczuk.

Kulisy odwołania Byrcyna pozostają nadal tajemnicą. Cieszą się za to teraz przedstawiciele samorządów wprowadzeni do Rady Parku przez ministra Tokarczuka. To przeciwnicy Byrcyna, którzy domagali się jego zwolnienia - twierdzi profesor Zbigniew Mirek, szefujący radzie naukowej TPN-u: "Wielokrotnie te osoby usiłowały odwołać ze stanowiska dyrektora Byrcyna, który stał na przeszkodzie zamianie przez nich Tatrzańskiego Parku Narodowego w lunapark". Natomiast wśród turystów i górali zdanie na temat odwołania Byrcyna są nadal podzielone. Zaraz po odwołaniu murem za Byrcynem stanęli wszyscy związkowcy działający w polskim leśnictwie, którzy przesłali swój protest w tej sprawie do premiera.

Awantura o Tatrzański Park Narodowy może być dopiero wierzchołkiem góry lodowej. Ekolodzy idą za ciosem i przypominają, że również w innych parkach narodowych interesy środowiska przegrywają z interesem urzędników czy polityków. Kto w tej bitwie ma większe szanse na wygraną: przyroda czy ci którzy o jej losie decydują? Niestety jest to bardzo nierówna walka. Choć parki narodowe zajmują tylko jeden procent powierzchni naszego kraju - prawie najmniej w Europie - to wciąż okrajane są przez inwestorów żądnych szybkiego zysku. Dzieje się to za cichym przyzwoleniem władz. Im głośniej o Byrcynie i Tokarczuku, tym ciszej o tym, że w Parku Białowieskim giną młode żubry i ich mięso można kupić za bezcen. Puszcza Kampinowska może być wkrótce okrojona o kolejne 60 hektarów, a w tatrzańskim parku żyje już tylko 60 par kozic, czyli za mało, by ich populacja mogła się rozwijać.

foto Archiuwm RMF

08:50