Uzależniona od kultury i od uśmiechu. Promuje sztukę w przestrzeni publicznej, a przestrzeń wirtualną podbiła właśnie swoimi słynnymi, zabawnymi memami. Marta Frej - artystka, mama, partnerka. Kobieta, której nie jest wszystko jedno. Ceni sztukę, która o czymś mówi. Rysuje i błyskotliwie komentuje rzeczywistość, trafiając do serc tysięcy Polaków i Polek. Tych ostatnich jest zresztą najwięcej. Z Martą Frej rozmawiała Magda Miśka-Jackowska z RMF Classic.

Magda Miśka-Jackowska: Wracasz właśnie z telewizji. Sama przyznajesz, że jest cię teraz w mediach dużo. A jak ci z tą popularnością?

Marta Frej: To jest zabawne. Nie mogę powiedzieć, żeby to było jakoś bardzo mocno wyczuwalne i żeby moje życie się zmieniło. Zdarzają się za to przemiłe sytuacje, w których ktoś mnie zaczepia i pyta czy to ja jestem Marta Frej. To mi się zdarzyło kilka razy. Nie doświadczyłam jeszcze żadnych niemiłych aspektów bycia troszkę popularną. Najmilsze było - poważnie - zabawne i fajne jak jedna dziewczyna się zatrzymała i mówi: ty jesteś Marta Frej? A na swoich memach wyglądasz młodziej!

Już ponad 54 tysiące osób lubi twój profil i śledzi rysunki, które się tam pojawiają. Komentują, około trzech tysięcy razy potrafią kliknąć "lubię to!". Masz już poczucie obowiązku opublikowania mema każdego dnia?

Tak, mam. Ale to jest poczucie miłego obowiązku. Zupełnie nie jest to obciążenie. Nawet kiedy rano wstaję, jedną z pierwszych myśli jest myśl o rysowaniu. Nie wrzucam nowych memów codziennie, ale codziennie wrzucam jakiegoś mema. Czasami po prostu wrzucam takiego z przeszłości, którego wiele osób nie widziało. Czekam na to. Czekam na komentarze. To jest takie upragnione spotkanie z tysiącami ludzi, których trochę nie znam, ale trochę czuję, że znam. I mam do nich taki bardzo ciepły stosunek.

A czym karmisz swój mózg, żeby rodził błyskotliwe, inspirujące dla innych rzeczy?

Czytam książki, oglądam filmy. Zawsze oglądałam dużo kina i przyznam, że mam sentyment do starych, klasycznych filmów. Teraz już rzadko mnie coś tak bardzo fascynuje jak na przykład filmy Luisa Buñuela. Nie ma już według mnie humoru, który byłby tak niesamowity, jak Monty Python. Ciągle wracam do klasyki. Ja się też bardzo dużo śmieje. Z Tomkiem, moim partnerem, cały czas się wygłupiamy. Wszystko, co nas otacza, próbujemy odwrócić na drugą stronę, wyjąć podszewkę i spojrzeć na to z zupełnie innej strony. Cały czas żartujemy i to chyba powoduje, że jesteśmy odprężeni i cały czas mamy energię do robienia różnych rzeczy.

Przekora to chyba Twoje drugie imię.

Oj tak, zdecydowanie. Jestem przekorna. To nie jest poza, ani jakaś wypracowana postawa. Po prostu jestem przekorna, odkąd pamiętam. Od urodzenia. Zawsze robiłam wszystko na przekór.

Nie tylko w sztuce? W życiu prywatnym też jesteś taka?

Tak. Mam jakąś niesamowitą potrzebę zmian i podważania wszystkich już wypracowanych przez setki lat rozwiązań. W związku z tym pewnie dużo czasu tracę na wyważanie dawno już otwartych drzwi, ale taki mam charakter.

Są drzwi, których nie da się otworzyć? Albo takie, których nie chcesz otwierać?

Na pewno są takie drzwi, ale ja się na tym w ogóle nie skupiam. Jeżeli chodzi o tematy, to chyba nie ma takich, które bym się bała poruszyć. Każdy temat można potraktować odpowiednio do jego rangi, wagi. Nie ma dla mnie tematów tabu. Zdaję sobie jednak sprawę, że mam bardzo ograniczone możliwości. Chciałabym zbawiać świat, zmieniać go i poprawiać. Zdaję sobie sprawę, że moje możliwości są niewielkie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Robię, co mogę i się tym cieszę.

Interesuje cię to, co mówi współczesna sztuka?

Interesuję się sztuką, która o czymś mówi. Niespecjalnie interesują mnie rozwiązania czysto estetyczne. Widziałam już dużo dzieł sztuki i nie sądzę, żebym jeszcze była w stanie zachwycić się takim czysto estetycznym przekazem. Uważam, że sztuka ma olbrzymie możliwości, których chyba nie doceniamy jako społeczeństwo. Sztuka może pozwolić sobie na więcej. Może zadawać pytania i może przedstawiać pewne problemy z zupełnie innej strony. I w taki prosty sposób można wybić człowieka ze stereotypowego myślenia, które jest szalenie niebezpieczne. Dlatego wierzę w sztukę i wiem, że naprawdę pomaga w życiu.

Przez swoją fundację o wdzięcznej nazwie - Kulturoholizm - organizujecie z partnerem festiwal. Opowiedz o nim.

Od 9 do 13 września 2015 w Częstochowie piąta odsłona festiwalu „Arteria”. Wydarzenia skupią się wokół działań prof. Grzegorza Kowalskiego i jego najsłynniejszego projektu, realizowanego od lat 80-tych ubiegłego wieku w pracowni artysty na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.

"Arteria" to jest festiwal sztuki w przestrzeni publicznej. Doszliśmy do wniosku, że częstochowianie nie mają za bardzo możliwości zetknięcia się z taką najnowszą, najświeższą sztuką. Ze sztuką zaangażowaną społecznie, bo taką preferujemy, czy sztuką krytyczną. Mówiąc najkrócej, w Częstochowie nie mogliśmy spotykać się z taką sztuką, jaką lubimy. Dlatego postanowiliśmy sami ją sprowadzić do miasta. Galerie, niestety, często świecą pustkami więc stwierdziliśmy, że może ludzie boją się chodzić do galerii. Albo nie mają takiego nawyku i trudno go wytworzyć. Dlatego postanowiliśmy sami ich złapać w miejscach w przestrzeni publicznej. Tam, gdzie przebywają, bo muszą albo chcą. I atakujemy ich sztuką gdzie się da - w środkach masowego transportu, na placach, w sklepach, gdzie tylko można. Wszystko po to, żeby mogli się przekonać, że sztuka jest ważna i że może poprawić jakość życia, bo wierzymy w to.

Kobiety lgną do ciebie. Sama jestem twoją fanką i mogę potwierdzić, że to bardzo miłe zobaczyć w sieci coś, z czym się identyfikuję.

Często na wernisażach spotykam kobiety, które do mnie podchodzą i mówią: siedzisz w mojej głowie, mówisz to, co myślę. To jest bardzo miłe i ważne, bo buduje taką niezwykłą więź. Mam wrażenie, że we współczesnym świecie trochę nam takich więzi brakuje. Brak nam takich miejsc, gdzie mogłybyśmy, moglibyśmy porozmawiać, powymieniać uwagi, tak po prostu. Wydaje mi się, że właśnie Internet jest takim miejscem i daje taką możliwość. Myślę, że mam przyjaciółki w Internecie.

Urodziłaś się wiosną. Może to stąd to jasne spojrzenie i optymizm? Co lub kto sprawił, że jesteś właśnie taka?

Na pewno moi rodzice, którzy wychowywali mnie w absolutnie fantastyczny sposób. Mogłam robić wszystko i miałam zawsze olbrzymi kredyt zaufania. Często tego nadużywałam. Zawsze miałam pełne wsparcie, mogłam realizować wszystkie swoje pomysły, pasje. Mam fantastycznego syna, który jest niesamowicie szczery. I mam partnera, którego spotkanie bardzo dużo zmieniło w moim życiu i myślę, że to, w jakim miejscu teraz jestem, jest jego bardzo dużą zasługą.

Twoje memy jakoś cię zaskakują?

Ostatnio zaskoczyła mnie popularność jednego z memów, który zrobiłam na skutek hejtu. Fajne jest to, że takie negatywne rzeczy mogą inspirować do działania, jeżeli się tylko ma do nich dystans. Zrobiłam taki rysunek, gdzie macam się po kieszeniach i mówię: kluczyki mam, telefon mam, wstydu nie mam - mogę iść. To było niedługo po tym, jak ktoś pod artykułem o mnie napisał, że nie mam wstydu. I to mi się tak spodobało! Stwierdziłam, że rzeczywiście nie mam i trzeba to uczcić memem. Jestem bardzo dumna z tego, że nie mam wstydu i życzę wszystkim, żeby nie mieli.

Jest coś, czego się nie da narysować?

Nie. Wszystko się da narysować. Żeby było jasne, nie jestem prowokatorką. To, co robię, robię z powodu swoich przeżyć, przemyśleń. Nie ma w tym czystej prowokacji.

Czystej... Zostańmy przy tym. To prawda z tą wanną?

Tak, wymyślam memy w wannie. Nie wiem, dlaczego. Być może dlatego, że tam się po prostu relaksuję. Bardzo kocham wodę i nie mam większej wody w pobliżu. W wodzie przychodzi mi do głowy najwięcej pomysłów. Taka hydroterapia.

Rozmawiała: Magda Miśka-Jackowska

(abs)