Owacjami zakończyła się na Festiwalu w Cannes światowa premiera westernu „The Homesman” sławnego Amerykanina Tommy Lee Jonesa, w którym – oprócz tego hollywoodzkiego gwiazdora - grają m.in. Hilary Swank i Meryl Streep. Recenzenci nie szczędzą pochwał temu wstrząsającemu filmowi, który zrobił też duże wrażenie na francuskim korespondencie RMF FM Marku Gładyszu.

 "The Homesman" nie jest tradycyjnym westernem, lecz raczej wstrząsającym dramatem, którego akcja rozgrywa się na początku czasów podboju Dzikiego Zachodu. Największym problemem nie są broniące swojej ziemi indiańskie plemiona, tylko bezgraniczna nędza, głód, chłód, choroby i ludzie tracący jakiekolwiek moralne punkty odniesienia.

Jeden z głównych bohaterów grany przez Tommy Lee Jonesa ma przewieźć z powrotem w bardziej cywilizowane rejony trzy chore psychicznie kobiety. W położonej na odludziu osadzie na ciężkie zaburzenia psychiczne zaczyna cierpieć coraz więcej kobiet, które nie wytrzymują życia w nieludzkich warunkach. Główna bohaterka, w którą wcieliła się Hilary Swank, ma natomiast charakter twardy jak skała, ale paradoksalnie to też okazuje się przyczyną jej zguby.

"Fascynujący i wstrząsający fresk historyczny", "western iście feministyczny", "spektakularna reżyseria", "głównym aktorom należą się nagrody za ich wyczyny" - tak wielu recenzentów komentuje film nakręcony przez Tommy Lee Jonesa, który jest również znakomity na ekranie.

Komentatorzy sugerują, że "The Homesman" to w pewnym sensie hołd złożony kobietom, których - często tragiczne - losy w epoce podboju Dzikiego Zachodu zajmują zazwyczaj mało miejsca w tradycyjnych westernach.

Część francuskich mediów ostrzega jednak widzów, że film może szokować okrutnymi scenami. Chodzi jednak bardziej o okrucieństwo psychologiczne niż przemoc fizyczną.