Dziś do księgarń trafia "Tajny dziennik" Mirona Białoszewskiego. Książka została wydana, zgodnie z wolą pisarza, dopiero kilkadziesiąt lat po jego śmierci.

Nikt nie mógł przeczytać "Tajnego dziennika" wcześniej. Ze względu na stopień szczerości i samoobnażenia. Autor nie chciał nikogo dotknąć ani obrazić. W "domowej epopei" Białoszewski przygląda się ludziom - znanym i nieznanym. Ale najmocniej przygląda się sobie - odsłaniając bujne życie towarzyskie, artystyczne, prywatne i erotyczne.

Pisze o tym, jak w Stanach zachłysnął się swobodą obyczajową. O związkach z mężczyznami i o tym jak rozpoznawał samego siebie. Miron opowiada o przygodzie swojego życia trochę jak przybysz, który został "wstawiony w ten świat" - mówi krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski, wieloletni przyjaciel Białoszewskiego. Jak dodaje Sobolewski, mając piętnaście, szesnaście lat po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze swojego homoseksualizmu. Pisze w dzienniku o tym, jak rozpoznawał siebie. Gdyby mieszkał w Paryżu czy Nowym Jorku, nikt by nie pytał, z kim śpi, o której wstaje i jak się ubiera. On tymczasem żył w peerelowskiej Warszawie.

Miron Białoszewski, autor "Pamiętnika z powstania warszawskiego", zaczął pisać "Tajny dziennik" w 1975 roku i prowadził go aż do śmierci w 1983.

Równocześnie z premierą "Tajnego dziennika" ukazuje się książka "Człowiek Miron" Tadeusza Sobolewskiego. To rodzaj bardzo osobistego wspomnienia nie tylko samego poety, ale i całego środowiska, które się wokół niego kształtowało. Sobolewski pisze o kilku wcieleniach Białoszewskiego, tworząc wielowymiarowy barwny portret mistrza.