"Nie istniał i nie umrze" znakomity detektyw Sherlock Holmes, słynny bohater opowieści szkockiego pisarza sir Arthura Conan Doyle'a (1859-1930). Wystawę pod takim właśnie tytułem otwarto, po prawie dwuletnich przygotowaniach, w Muzeum Londynu.

Na wystawę wchodzi się przez drzwi-półkę z książkami, by zanurzyć się w atmosferze rzeczywistości przenikającej się z fikcją, charakterystycznej dla pisarstwa Conan Doyle'a.

Wśród eksponatów są m.in. płaszcz, który w serialu BBC "Sherlock" nosił Benedict Cumberbatch, srebrna papierośnica - prezent od pisarza, z wyrytą dedykacją "Od Sherlocka Holmesa 1893" i starannie zapisane notatniki z lat 1885-89. Na ich kartach po raz pierwszy zaistniał Holmes w powieści, która ostatecznie została wydana pod tytułem "Studium w szkarłacie".

Organizatorzy wystawy starali się przedstawić związki Conan Doyle'a z miastem - tłem wielu spośród jego słynnych 56 opowiadań i 4 powieści, których bohaterem jest detektyw rozwiązujący metodą dedukcji największe zagadki.

Na wylot znał on zakątki Londynu, ale samemu pisarzowi było do tego daleko. Pisząc pierwsze dwie historie, Conan Doyle mieszkał w okolicy Portsmouth i posługiwał się mapą Londynu ze spisem ulic, pierwszą tego typu, opublikowaną przez brytyjską pocztę. Dlatego początkowo po prostu wymieniał ulice tylko z nazwy, bez żadnego opisu - były przecież tylko nazwami ze skorowidza.

Starając się jednak nadać większą plastyczność tłu przygód Sherlocka Holmesa, pisarz sięgnął po przewodnik Charlesa Bootha (1840-1916). Ten brytyjski reformator społeczny, pionier badań społecznych, autor pierwszego opracowania naukowego na temat warunków życia i pracy ludności miejskiej, wydał kolorowy przewodnik po Londynie, w którym złotem i czerwienią zaznaczono rejony zamieszkiwania bogatych elit, a granatem i błękitem "światka przestępczego". Ulica przy której mieszkał Holmes, okresowo z doktorem Watsonem, Baker Street, widniała w nim zaznaczona na czerwono, kolorem przysługującym całkiem zamożnej ludności.

W muzeum zgromadzono oprócz map i przewodnika Bootha widoki późnowiktoriańskiego Londynu. Zdaniem Alexa Wernera, szefa kolekcji historycznych i głównego kuratora wystawy, Londyn jest "trzecim bohaterem", po samym Holmesie i jego nieodzownym przyjacielu Watsonie, detektywistycznej serii Conan Doyle'a.

Wśród obrazów jest obraz Claude'a Moneta z 1902 roku. "Londyński most" spowija chorobliwie żółtawa, charakterystyczna mgła. Wypełniała ona londyńskie brukowane ulice oświetlane gazowymi lampami w czasach Conan Doyle'a. Właśnie w takiej scenerii wyobrażamy sobie Sherlocka Holmesa i dr. Watsona, choć przez pisarza mgła wzmiankowana jest zaledwie kilka razy, na co zwraca uwagę Anthony Horowitz.

Temu brytyjskiemu autorowi specjalizującemu się w powieści detektywistycznej i scenarzyście, w 2011 roku spadkobiercy Arthura Conan Doyle'a powierzyli napisanie dalszego ciągu przygód Sherlocka Holmesa i dr. Watsona. W ten sposób powstał "Dom jedwabny", a wkrótce w Wielkiej Brytanii ukaże się druga powieść, "Moriarty". Tak nazywał się najgroźniejszy wróg Holmesa, który mało co nie doprowadził do śmierci detektywa, istny geniusz zła, nazywany przez autora "Napoleonem zbrodni".

W muzeum są też zdjęcia oraz olbrzymia rycina z 1884 roku ukazująca Londyn z góry, szkicowany z balonu przez kilku rysowników, z Westminsterem, katedrą św. Pawła i ogromnymi czarnymi kominami przemysłowymi.

Holmes pojawił się czasach, kiedy po ulicach Whitechapel krążył groźny Kuba Rozpruwacz i kwitła prostytucja i bieda. Ale historie Conan Doyle'a, dotyczące przede wszystkim przestępczości białych kołnierzyków - przestępstw popełnianych przez ludzi dobrze sytuowanych, pisane były w okresie większego już bezpieczeństwa dzięki lepszej pracy policji. "Holmes narzeka, że nie ma dla niego nic do roboty i dlatego zażywa kokainę, pali fajkę i gra na skrzypcach. Jego narzekanie historycznie jest uprawomocnione" - uważa historyk tych czasów David Cannadine.

Do rzadkich okazji, jakie daje wystawa, należy możliwość obejrzenia olejnego portretu Conan Doyle'a w wieku 38 lat, namalowanego przez Sidneya Pageta. W roku 1897 sława Holmesa była już głośniejsza niż jego twórcy. To właśnie ilustracje Pageta dla pisma "The Strand" wykreowały w zbiorowej wyobraźni obraz angielskiego detektywa w charakterystycznej czapce... myśliwych na jelenie. I choć nigdy nie pojawiła się ona w opisach, takie nakrycia głowy - w drobną kratkę, z zawiązanymi na czubku nausznikami i często dwoma (!) daszkami - nazywane są po dziś dzień czapkami Sherlocka Holmesa.

Z kolei fajka o wygiętym cybuchu przylgnęła do Holmesa od czasu teatralnej adaptacji, w której na początku wieku XX występował William Gillette. Aktor tak bardzo starał się wejść w rolę, że nawet wstrzykiwał sobie na scenie płynną kokainę, by upodobnić się do miłośnika opium, jakim był powieściowy Holmes.

W Muzeum Londynu zobaczyć można jeden z najwcześniejszych filmów o Sherlocku Holmesie, z 1912 roku, w wersji francuskiej. Według Wernera jedyne postaci, które niemal równie często jak Holmes inspirowały filmowców, to Drakula z powieści pod tym samym tytułem z Irlandczyka Brama Stokera (1897) i bohater powieści angielskiej pisarki i poetki okresu romantyzmu Mary Shelley "Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz" (1818). Palma pierwszeństwa przysługuje jednak brytyjskiemu detektywowi, który został bohaterem ponad 200 różnego rodzaju adaptacji filmowych.

Nadal też nie przestaje on inspirować. W odczuciu Wernera, Sherlock Holmes "nawet i za sto lat nadal tu będzie. Może zostanie wysłany w kosmos, ale wciąż będzie".

Lecz wystawę oglądać można jedynie do 12 kwietnia przyszłego roku.

(j.)