Doskonała poetka Ewa Lipska wydała właśnie tom wierszy. "Czytnik linii papilarnych" to trzydzieści nowych, przejmujących i skłaniających do myślenia utworów. "Nie można się przyjaźnić z tłumem. Można przyjaźnić się najwyżej z kilkoma osobami. Cały problem polega na tym, że my często nie potrafimy rozmawiać. Jak rozmawiać przez portale społecznościowe?" - mówi w RMF FM poetka.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Niedawno była pani gościem Warszawskich Targów Książki, na spotkaniach z panią były tłumy, o co najczęściej pytali czytelnicy? Jakie tematy poruszali, co chcieli wiedzieć?

Ewa Lipska: Co ciekawe - nie pytali mnie o sprawy osobiste, tylko opowiadali o sobie. O tym, że czytają moje książki od wielu lat. Przynosili stare wydania moich książek, o których to wydaniach ja już nawet zapomniałam. Przynosili książki "zaczytane". Ja to bardzo lubię i uważam, że to bardzo wzruszające, bo to znaczy, że taka książka żyje. A była też pani, już nie taka młoda, która ma moje wszystkie książki na czytniku, jako e-booki. To ja się dowiaduję od tych ludzi o sobie. I o tym, jak moja twórczość działa na moich czytelników. Na ogół - na takie spotkania - przychodzą ludzie, którzy czytają poezję.

Są artyści, którzy tworzą, piszą, robią sztuki, filmy, a potem oddają je czytelnikom, widzom, słuchaczom i nie za bardzo już lubią o tym rozmawiać. Z panią też tak jest? Lubi pani rozmawiać z czytelnikami?

Z jednej strony zachowuję się trochę jak wyrodna matka i w momencie wydania książki przestaję się nią interesować. I myślę o tych wierszach najlepszych, czyli jeszcze nienapisanych. Ale te już wydane należą do czytelników. I bardzo lubię rozmawiać z czytelnikami, lubię rozmawiać z młodzieżą, mam z nimi świetne kontakty. Rozmawiamy nie tylko o poezji. Często jest to pretekst do rozmów o życiu, o teraźniejszości, przyszłości, przeszłości, o ludzkości, ale też o miłości. Jestem otwarta na wszystkie tematy. Szalenie mnie to cieszy, jeżeli na spotkaniu autorskim nie rozmawiamy o formie, czy o tym, co autorka miała na myśli, ale właśnie o wszystkim. Byłam kiedyś na targach książki w Guadalajarze w Meksyku i pytania młodych ludzi były podobne do naszej młodzieży. Dylematy "jak żyć, czy wyjechać, jak zmieścić się w tej rzeczywistości?" są pod każdą szerokością geograficzną podobne.

Pani nowy tom nosi tytuł "Czytnik linii papilarnych". Z jednej strony taka maszynka to coś szalenie uniwersalnego, wszyscy przykładają do niej palce, a z drugiej strony to coś bardzo osobistego, bo każdy z nas ma swoje jedyne niepowtarzalne linie papilarne. To tak jak z poezją...

Ma pani rację. Ten czytnik jako biometryczne zabezpieczenie, z którego korzystamy, a równocześnie coś intymnego, osobistego, jedynego i do tej grupy należą nasze linie papilarne.

Kiedy czytałam wiersz, który dał tytuł całemu pani tomikowi, przypomniałam sobie szkolne badanie o przyjaźni. Jedno z dzieci napisało "nie mam przyjaciół, bo nie mam Facebooka"

Bo rzeczywiście te przyjaźnie na Facebooku bywają pozorne. One są powierzchowne. Nie można się przyjaźnić z tłumem. Można przyjaźnić się najwyżej z kilkoma osobami. Cały problem polega na tym, że my często nie potrafimy rozmawiać. Jak rozmawiać przez portale społecznościowe? Trzeba patrzeć na siebie i być ze sobą. Gdy ci ludzie, ci przyjaciele z wirtualnego świata mają się spotkać osobiście, są zakłopotani, skrępowani i bezradni. Nie bardzo wiadomo, co zrobić z rękami, przyzwyczajonymi do klepania w klawisze. Na tym polega cały dramat, bo to się przenosi na życie osobiste, na życie intymne. A jak wiadomo, tylko rozmowa jest w stanie rozbić pewne napięcia. I nas wzbogaca. Rozmowa osobista, bez pośredników, jest czymś najpiękniejszym, co może nas spotkać.

Pani - pisząc o intymności - używa sformułowania "całujemy miliardy ust".

Bo nasz osobisty pocałunek należy do miliardów. Dziś często całujemy się nie ze sobą, ale dla miliardów innych osób.

Reżyser Mariusz Treliński pytany ostatnio, czy chciałby, by opera stała się sztuką dla mas, zaprzeczył, mówiąc o elitarności tej sztuki. Pani też tak uważa o poezji?

Tak. To samo jest z poezją. Poezja to jest restauracja dla bardzo wyrafinowanych smakoszy. I trafianie pod strzechy jest pozorne. Zawsze poezja była gatunkiem elitarnym. Myślę, że dobra, wysoka sztuka, należy do elit. Oby tych elit było jak najwięcej.

(es)