Dzisiaj ukazał się nowy album Kayah. „Transoriental Orchestra” to płyta z charakterem. To istny teatr i „podróż uchem po mapie”. W rozmowie z RMF Classic opowiedziała o swoich inspiracjach i przeżyciach, które towarzyszyły jej podczas powstawania płyty.

Muzyczny eklektyzm, jaki zafundowała swoim fanom Kayah jest dla niej samej nowym doświadczeniem. Zainspirowana podróżami, nowo poznanymi ludźmi, postanowiła otworzyć się na różnorodność i egzotykę świata.

Cały projekt "Transoriental Orchestra" powstał na potrzeby festiwalu "Warszawa Singera". Kayah zaprosiła do współpracy Atanasa Valkova, kompozytora filmowego i producenta muzycznego oraz wielonarodowe zespoły, które wniosły do projektu niespotykane instrumenty - cymbały, santur, oud, saz, lutnie, flety, piszczałki oraz wiele innych niesamowitych brzmień.

Kayah zaśpiewała po hebrajsku, w jidysz, ladino i po arabsku. Była to dla niej istna szkoła życia. "Myślę, że się uczymy czegoś nowego, tak długo, jak żyjemy... Przy pracy nad nią w ogóle o sobie się dużo nauczyłam. Nie wiedziałam, że jestem taka pracowita. Zawsze miałam o sobie zdanie takie, że jestem leniem. Urodziłam się w niedzielę - z resztą 5 listopada - w dzień, w którym będzie też premiera tej płyty" - opowiedziała Jadwidze Polus z RMF Classic.

Dużo czasu spędziła również ze słuchawkami w uszach, wytrwale ucząc się wymowy i akcentów. Kiedy pracowała nad piosenkę do filmu "Rok Tygrysa", największą trudność sprawiał jej chiński. "Dwa tygodnie ćwiczyłam wymowę z panią z Chin. Ostatnio miałam też ogromną przyjemność, ale zarazem ogromne wyzwanie śpiewać po romsku do filmu "Papusza" i muszę powiedzieć, że to naprawdę było trudne - trudny rytm, trudne słowa. Natomiast na płycie Transoriental Orchestra chyba najtrudniejszy, mimo wszystko był język hebrajski, ponieważ ja mam od dziecka tendencje do twardego "H". Zawsze mówiłam "c-hhh-łopcy" i byłam upominana. A w języku hebrajskim jest "hy" i "hyhaa", a nawet teraz jak staram się pokazać to miękkie "ha" - mam z tym ogromny problem. Dlatego przypuszczam, że w "El Eliyahu" popełniłam (tak samo jak w "Hava Nagila") mnóstwo błędów, ale ja myślę, że to są błędy w takiej skali do zaakceptowania" - powiedziała Kayah.

Płyta pełna jest bałkańskich, perskich, słowiańskich, żydowskich i afrykańskich brzmień natomiast przeszła, jak sama podkreśla, jej najśmielsze oczekiwania.

Kayah przywdziewa różne maski. "Raz jestem Sefardyjką z nutą flamenco, raz jestem taką Sefardyjką arabską, tęskną. Raz jestem Brazylijką, bo w taki sposób na modłę batucady zaaranżowałam Hava Nagilę oraz jestem Rebecą, krewką" - przyznaje wokalistka. To maski, pod którymi kryje się prawdziwy człowiek.

Kahay nie spoczywa na laurach. Od zawsze szuka różnych środków wyrazu a także przekazu swojej muzyki. Przyznała, że nareszcie poczuła się na tyle dojrzała, że potrafi już zrozumieć, że urodą świata jest różnorodność - "różnorodność, która totalnie szanuje, różnorodność, która mnie totalnie inspiruje". Dodała też, że "cieszy się, że ta płyta ma taki kształt. No cóż. Ja jestem absolutnie dumna z tego, że też odważyłam się sięgnąć po żydowską tematykę, bo myślę, że od czasu "Pokłosia" nie jest to po prostu być może niewygodny, niepopularny temat".

"BLISKIE SPOTKANIA" w każde niedzielne przedpołudnie od 9:00 do 13:00 na antenie RMF Classic.