„Drugi dziennik" Jerzego Pilcha 5 grudnia trafi do księgarni w całej Polsce. Powstał między 21 czerwca 2012 a 20 czerwca 2013. Autor w mieszkaniu na Hożej w Warszawie konfrontuje się – jak mówi – ze wzmożeniem rzeczy ostatecznych. Otwarcie pisze o tęsknocie za zdrowiem, o uldze porannych przebudzeń, o szansach na życie wieczne. I o Bablu, Cioranie czy Dostojewskim. Obok osobistych przemyśleń nie brak tu anegdot i nawiązywań do bieżących wydarzeń. No i są typowe dla autora dystans i ironia. Kobiety odchodzą w siną dal – demony podchodzą ze wszystkich stron.

Jerzy Pilch zgodził się na rozmowę ze mną. Poszłam na Hożą. Zapomniałam, że mieszka wysoko i zamiast pojechać windą, wybrałam schody. I zasapana dotarłam na miejsce. W pokoju książki. Na balkonie książki. Piękny, stylowy zegar wybił trzy razy. Rozmawialiśmy długo. O piłce nożnej, o Bogu, o ekranizacji jego książek, w tym o nowym filmie Wojtka Smarzowskiego "Pod Mocnym Aniołem". Czytaliśmy też "Małą metafizykę" Leszka Kołakowskiego i "Amnezja in litteris" Patricka Suskinda.

Opowiadał mi o tym, co go ostatnio wykurzało. I wcale nie była to polityka, a wynik meczu Cracovii, która przegrała na swoim boisku 6:1 z Lechem Poznań. Mimo to - jak zaznacza - da się jeszcze kochać piłkę nożną. U rasowego kibica czy kibica ortodoksyjnego to jest ten rodzaj miłości, której on nie porzuci nawet na większych klęskach.

Przyznał, że już raz ogłosił, że porzucił Cracovię, że złamał święty kodeks. Wówczas tej wolty nie mogły zrozumieć nawet osoby niezwiązane z piłką nożną. Profesor Marian Stala, oficjalnie człowiek daleki od piłki nożnej, kiedy przeczytał to moje oświadczenie, ten mój rozwód z Cracovią i pytał: Pilchu, Pilchu - po co tyś to napisał.

Dlaczego? Skąd takie zdziwienie? Bo na własnej skórze odczuł co znaczy "kibicowska miłość". Jak wyznał mi Jerzy Pilch, pewnego razu wybrał się z profesorem, przyjacielem z lat krakowskich, na mecz Cracovia - Wisła. A on cały czas czytał  książkę. I zachodziła obawa, że obaj dostaniemy wpie...ol. Ja za przyprowadzenie go, on za czytanie w czasie derbów.

Kiedyś sporo emocji budziła w nim polityka, ale dziś - jak wyznał mi - kompletnie go to przestało ruszać. Tylko niech to nie zabrzmi, że ja doszedłem do takiego etapu w życiu, że jestem już tak wysoko, że przestałem dostrzegać nikczemność polityki. Ogłuchłem na to. (...) Przestałem oglądać telewizję, poza piłką nożną.(...) I przestałem z taką pilnością jak dawniej czytać gazety. 

Ciekawe, czy sięgnie po gazety, które zaczną niebawem drukować recenzje z filmu "Pod Mocnym Aniołem", bo utwory Jerzego Pilcha coraz częściej trafiają na teatralne deski czy na ekrany kin. Sam pisarz podchodzi do tego z dużym dystansem. To, że jakieś moje rzeczy są przerabiane na teatr czy film to dowodzi tylko w jak rozpaczliwej sytuacji jest film i teatr polski. Bo moje rzeczy były w większości pisane bez myśli o nich - mówi z uśmiechem.

Jednocześnie jednak przyznaje, że nie może się doczekać reakcji widzów na film "Pod Mocnym Aniołem", ekranizacją jego powieści pod tym samym tytułem. Sam film już widział; na pokazie dla wtajemniczonych.

W rozmowie przyznał, że cieszy się, że za kamerą stanął Wojtek Smarzowski. To obecnie chyba jeden z najwybitniejszych reżyserów europejskich. Nie tylko znam jego filmy, ale też mam. A mam tylko kilkanaście filmów - zaznacza. Bergmana, Formana, Felliniego i Smarzola. Jerzy Pilch mówi, że to jest kolejny wybitny film Wojciecha Smarzowskiego. Ale on jest jednoznacznie ciemny w tonacji (...) w książce były jednak jakieś błyski światła. Jestem bardzo zaciekawiony losami tego filmu.

Pytałam go rzecz jasna, czy napisze jeszcze jakąś beletrystykę, czy będzie już pisał tylko dzienniki i kazania na niedzielę? Mój kościół ewangelicki chce wydać postyllę, w której kazania napiszą rozmaici autorzy. Dostałem taką propozycję i się zgodziłem.

O planach na przyszłość mówi wprost. Chciałbym, żeby zdrowie pozwoliło mi na napisanie wszystkiego. Chętnie wróciłbym i do beletrystyki i chętnie wróciłbym do pisania ręcznego, z którym mam w tej chwili kłopot. Nie odpowiadam kolejną aluzją. Ale Gombrowicz zapytany w jednym z ostatnich wywiadów "jakie są pana plany" odpowiedział jednym słowem: "grób". Tu nie nawiązuję do tej odpowiedzi, aczkolwiek z jakichś powodów ją dobrze pamiętam. Ale z kolei pamiętam ją dobrze od lat, więc to nie jest tak, że teraz mi się przypomniało.