Ojcowizna - trochę zapomniane słowo oznaczające spadek po przodkach - przychodzi na myśl po obejrzeniu dwóch polskich filmów, jakie w ten weekend wchodzą do kin. Mowa o „W dół kolorowym wzgórzem” i „Tulipany”.

Bohater filmu Przemysława Wojcieszki „W dół kolorowym wzgórzem” wraca do domu, do ojcowizny - na dolnośląską prowincję. Lekko nie jest - dom zajął brat, a przyjaciele stali się gangsterami. Film przypomina trochę western, a Wojcieszek jest reżyserem, który - jak twierdzi jeden z krytyków - potrafi w swojskiej rzeczywistości zobaczyć cały świat.

Drugi film - „Tulipany” Jacka Borcucha - to liryczna opowieść o synu, który odzyskuje kontakt z ojcem. Wszystko sfotografowane zostało w kolorze sepii. To jest rodzaj ORWO - starej taśmy niemieckiej, która przebarwiała i przejaskrawiała pewne kolory. Dla mojego pokolenia to jest to taka rzecz retro i wracanie do tej estetyki jest dla mnie bardzo inspirujące - mówi reżyser. A w filmie można zobaczyć Małgorzatę Braunek i Zygmunta Melanowicza.