Kanadyjski aktor Cory Monteith, gwiazda popularnego serialu "Glee", został znaleziony martwy w swoim pokoju hotelowym w Vancouver. Przyczyna jego śmierci nie jest na razie znana. Policja wstępnie wykluczyła jednak morderstwo. Aktor miał 31 lat.

Ciało Monteitha znaleziono w pokoju na 21. piętrze hotelu Fairmont Pacific Rim w Vancouver. Do pomieszczenia weszli pracownicy hotelu, gdy aktor nie wymeldował się na czas.

Zebrane dotychczas dowody, m.in. dane uzyskane z elektronicznego klucza do pokoju, wskazują, że po spotkaniu poza hotelem, Monteith wrócił do niego sam wczoraj nad ranem. Sam był też w chwili śmierci. Osoby, z którymi spotkał się przed śmiercią, są obecnie przesłuchiwane.

Śmierć aktora potwierdziła jego menedżerka Melissa Kates. Autopsja odbędzie się w poniedziałek.

Był uzależniony od narkotyków

31-letni Monteith walczył z uzależnieniem od narkotyków. Na pierwszą terapię odwykową zgłosił się w wieku 19 lat. Już wcześniej otwarcie mówił w wywiadach o swoim uzależnieniu. W jednym z programów przyznał, że "brał już wszystko" i "ma szczęście, że żyje". W kwietniu ponownie zgłosił się do ośrodka leczenia uzależnień.

Grał w serialu bijącym rekordy oglądalności

Cory Moteith znany jest przede wszystkim z serialu "Glee", gdzie grał Finna Hudsona, popularnego w swoim liceum sportowca, który zaczyna śpiewać w szkolnym chórze. Serial, w którym gościnnie występują też znani aktorzy i aktorki, m.in. Gwyneth Paltrow, bił w USA i na świecie rekordy oglądalności, czyniąc ze stosunkowo mało znanych aktorów międzynarodowe gwiazdy.

(MRod)