Jeśli poszukujecie niebanalnych, pięknie napisanych i w wyjątkowy sposób zaśpiewanych piosenek, koniecznie zapamiętajcie nazwisko Emeli Sande. W sklepach jest już jej płyta "Our Version Of Events".

O tej 24-letniej dziewczynie zrobiło się głośno kilka miesięcy temu, gdy jej nazwisko zaczęto wymieniać w gronie artystów, którzy w bieżącym roku mogą być objawieniem na muzycznej scenie. Emeli wychowała się w Szkocji, jednak jej tata pochodzi z Zambii, matka zaś jest Angielką.

Muzyka nie była pierwszym pomysłem na życie młodej Sande. Początkowo marzyła o zostaniu lekarką, ale - jak sama przyznaje - muzykowanie zawsze było jej życiowym planem awaryjnym, który ostatecznie postanowiła wprowadzić w życie.

Zanim przyszła pora na jej samodzielny debiut, z powodzeniem próbowała swoich sił jako kompozytorka utworów dla innych artystów. Jej piosenki mają w swoich repertuarach Alesha Dixon, Cheryl Cole, Tinie Tempah, Alicia Keys, Leona Lewis czy Susan Boyle. Z postawieniem pierwszego samodzielnego kroku w muzycznym biznesie Sande czekała do sierpnia 2011 roku. To właśnie wtedy ukazał się jej debiutancki singiel ”Heaven”:

Pierwszy singiel szybko stał się przebojem, docierając do drugiego miejsca brytyjskiej listy przebojów. Pod koniec 2011 roku Emeli została zaproszona przez muzyków Coldplay do supportowania ich koncertów, a początek 2012 roku przyniósł jej nagrodę brytyjskich krytyków, przyznawanej w ramach Brit Awards.

Wraz z pierwszymi sukcesami Sande nabierała pewności siebie. I to nie tylko w sensie muzycznym. Jej wizerunek daleki jest od tego, co prezentują sobą Rihanna czy choćby Lady Gaga. Ubiera się skromnie, a gdy pojawia się na scenie jej występom nie towarzyszą skomplikowane choreografie. Emeli pozwoliła sobie jednak na dwie ekstrawagancje w wyglądzie.

Zawsze marzyłam o takiej nietypowej fryzurze, jaką teraz noszę, ale na studiach medycznych nie mogłam sobie na nią pozwolić. Podobnie było z tatuażami – przyznaje.

Na swoim lewym przedramieniu umieściła napis "Un Cuarto Propio", hiszpańską wersję tytułu eseju Virginii Woolf "Własny pokój" (To za sprawą Woolf nauczyłam się, co to znaczy być silną kobietą – tłumaczy). Na obojczyku: "Kocham Cię, Adamie" (po serbsku; chodzi o jej narzeczonego pochodzącego z Czarnogóry).

W lutym tego roku nastał najważniejszy moment w dotychczasowej karierze Emeli. Na rynku pojawił się jej pierwszy album ”Our Version Of Events”.

Pracę nad tą płytą rozpoczęłam już w 2010 roku. Wtedy wydawało mi się jeszcze, że to będzie tylko krótka przerwa na robienie muzyki i potem będę mogła wrócić na studia. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje plany. Zdałam sobie sprawę z tego, że muszę poświęcić się muzyce na całego. Czułam się wyzwolona, ale też przerażona. Po raz pierwszy podjęłam takie ryzyko. Ale nie żałuję tego kroku – wspomina Sande.

Pierwszym singlem promującym cały materiał zostało nagranie ”Next To Me”.

Napisałam ten utwór zauroczona starymi soulowymi przebojami do których mam ogromną słabość. W tej piosence nie starałam się być ‘cool’, chciałam by wszystko zabrzmiało w bardzo prosty sposób. Kiedy skończyłam ją pisać byłam bardzo zadowolona, bo wszystko mi się w niej dobrze poukładało.

Tuż po premierze krążka "Our Version Of Events" Brytyjczycy zaczęli określać Sande jako drugą Adele. I to nie tylko dlatego, że Adele to drugie imię Emeli z używania którego świadomie zrezygnowała, by nie wywoływać mylnych skojarzeń. Ale głównie dlatego, że jej muzyka charakteryzuje się podobną prawdziwością i świeżością co przebojowe nagrania koleżanki po fachu. Sama Sande ma do tego spory dystans i podkreśla, że w dzisiejszych czasach popularność szybko się zdobywa, ale równie szybko można ją też stracić:

W dzisiejszej muzyce wszystko niesamowicie szybko się zmienia. Dziś nie musimy już kupować albumów, żeby poznać piosenkę. Wystarczy kliknąć na nią w Internecie i posłuchać przez kilka sekund, aby zorientować się, o co chodzi. To ma dobre i złe strony, bo ludzie są mniej zaangażowani i mniej skupieni na muzyce. Dawniej, żeby coś osiągnąć, trzeba było kilka lat starań, dziś wystarczy dojść do finału w "X Factor".

Nawet jeśli Sande obawia się o swoją przyszłość, może być chyba spokojna o to, że w najbliższym czasie nikt nie będzie kwestionował tego, że jest objawieniem w muzyce roku 2012. Na to określenie absolutnie bowiem zasługuje.