Dziś Wielki Czwartek, pamiątka Ostatniej Wieczerzy, a więc spotkania Jezusa z apostołami, które odbyło się w przeddzień jego śmierci w sali zwanej Wieczernikiem. Motyw ostatniej wieczerzy od bardzo dawna inspiruje artystów malarzy. Z ewangelicznych opisów wynika, że w czasie wieczerzy na stole było wino i chleb. Jak artyści radzili sobie z niewielką ilością danych?

Urozmaicali. Według albo własnego gustu, albo na zamówienie zleceniodawcy obrazu. Dodawali wyszukane rodzaje mięs, owoce, warzywa, a niektórzy szli jeszcze dalej i malowali pieczonego prosiaka. Czasem świadowmie rezygnowali z wina, za to na stole umieszczali rybę, symbol chrześcijaństwa. Pewnien włoski barokowy malarz pokusił się nawet o cytrynę cieniutko pokrojoną w plasterki. Ale na przykład u Rubensa nie ma niczego do jedzenia.

Najsłynniejszy wizerunek "Ostatniej Wieczerzy" to dzieło Leonarda da Vinci. Ale ten temat wzięli też na warszatat słynni XX-wieczni awangardziści: Andy Warhol czy Salvador Dali. Ci ostatni artyści raczej wchodzili w dialog z tradycją. W jednej z wersji swojego obrazu Warhol domalował do obrazu da Vinci krzykliwe kolorowe pasy. Dali umieścił wieczerzę w pięcioboku i zwracał uwagę na "paranoiczną podświadomość liczby dwanaście". I choć takie, nazwijmy to zabawy, mają swoje miejsce w historii sztuki, z realiami czasów Chrystusa nie mają wiele wspólnego.