Kasety VHS, kolorowe dresy, pierwsze miłości, szkolne dyskoteki... "Powrót do tamtych dni" Konrada Aksinowicza ma dziś premierę na festiwalu filmowym w Gdyni. Akcja rozgrywa się w latach 90., a film opowiada o nastoletnim Tomku i jego ojcu, który walczy z silnym uzależnieniem od alkoholu. Postać ojca gra Maciej Stuhr. "To jedna z moich najtrudniejszych ról" - mówi aktor w rozmowie z dziennikarką RMF FM Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą. "Przyjeżdżam do Gdyni z bardzo ważną, być może najważniejszą rolą, ale nie mam już takiej napinki jak 10 lat temu" - przyznaje. "Ten film momentami ogląda się jak polskie "Stranger Things", zanurzone w latach dziewięćdziesiątych, pełne tamtejszych gadżetów, ubiorów, scenografii" - opisuje aktor.

Tomek grany w "Powrocie do tamtych dni" przez Teodora Koziara mieszka sam z matką (w tej roli Weronika Książkiewicz), bo jego ojciec Alek wyjechał do USA za pieniędzmi. Niespodziewanie mężczyzna pojawia się w domu z naręczem prezentów, ale nie wyjaśnia powodu swojego powrotu. Wszyscy wydają się szczęśliwi, jednak coś niepokojącego wisi w powietrzu. 

W miarę upływu czasu daje się zauważyć, że grany przez Macieja Stuhra Alek walczy z silnym uzależnieniem od alkoholu, co stopniowo niszczy rodzinę Tomka oraz jego dzieciństwo. Chłopiec musi bardzo szybko dorosnąć i zmierzyć się z rzeczywistością niepisaną żadnemu dziecku.

Jest to rola najpełniejsza spośród wszystkich, które ostatnio grałem - mówi RMF FM Maciej Stuhr, pytany o postać ojca Tomka. Jak dodaje, grając Alka, miał szansę zaprezentowania wszystkiego, co umie.

Aktor przyznaje, że nie miał wątpliwości związanych z przyjęciem roli alkoholika. Kontrowersje i trudy to nie jest coś, od czego bym specjalnie stronił w swoim życiu - tłumaczy Stuhr w RMF FM. Rzucam się w takie wyzwania najchętniej. "Rzeczy łatwe są nieistotne" - kiedyś jakaś postać, którą grałem coś takiego mówiła albo słyszała. Utkwiło mi to w pamięci - wspomina. 

Maciej Stuhr zwraca uwagę, że "Powrót do tamtych dni" nie mówi wyłącznie o trudnych sprawach. Jest też filmem pełnym energii młodego człowieka, z którego perspektywy to oglądamy. Ten film momentami ogląda się jak polskie "Stranger Things", zanurzone w latach dziewięćdziesiątych, pełne tamtejszych gadżetów, ubiorów, scenografii, kaset wideo, sklepów Peweksu i gier na Commodore 64 - wylicza artysta.

Konradowi (Konradowi Aksinowiczowi, reżyserowi i scenarzyście - przyp. red.) udała się bardzo karkołomna sztuka przeprowadzenia widza przez trudny temat w filmie, który chce się oglądać. Jest się ciekawym kolejnej sceny, kibicuje się głównemu bohaterowi, idzie się razem z nim na pierwszą randkę, tańczy się z nim na dyskotece i jest się ciekawym, czy jemu się uda czy nie - opowiada Stuhr. 

Jak Maciej Stuhr pamięta lata 90., do których przenosi widzów najnowszy film z jego udziałem? W kolorze, ale takim specyficznym kolorze. Niektóre były bardziej jaskrawe, nie najładniejsze może, momentami przykurzone albo przybrudzone - przyznaje. W 1990 roku miałem 15 lat, poznawałem świat w tamtym czasie, grałem w takie gry na komputerze i chodziłem do wypożyczalni kaset wideo, dokładnie tak jak Tomek w naszym filmie - podkreśla w rozmowie z RMF FM. Wspomina też pierwszą lekturę scenariusza filmu.  

Mimo że miałem na talerzu położoną rolę, która rokowała na spektakularne odegranie, to przede wszystkim ekscytowałem się tymi szczegółami z krainy swojego dzieciństwa - przyznaje aktor. 

"Nie mam już takiej napinki"

Maciej Stuhr mówi RMF FM, że bardzo cieszy go możliwość powrotu na gdyński festiwal. Bardzo dobrze zobaczyć te twarze. Przyjeżdżałem na ten festiwal od wielu, wielu lat. Czasami czułem się faworytem, przeważnie rozczarowanym na koniec faworytem. Nie miałem specjalnie szczęścia do nagród tutaj. To mi też dawało jakąś lekcję pokory - ocenia. To były też momenty budujące, że trzeba dalej, trzeba więcej, że nie można się już rozsiąść w wygodnym fotelu, trzeba zagryźć zęby, iść dalej do przodu - opowiada. Jak zaznacza aktor, obecnie jego podejście do festiwalu jest inne.  

Dzisiaj mam inną perspektywę, przyjeżdżam do Gdyni z bardzo ważną, być może najważniejszą rolą, ale nie mam już takiej napinki jak 10 lat temu - zapewnia w rozmowie z dziennikarką RMF FM Maciej Stuhr. Wiem, że wszystko się może wydarzyć, że na koniec może być wesoło, może być przykro... Ważne, że jest ten film, że ludzie go widzą, że go w końcu nakręciliśmy - mówi. 

Stuhr zdradza w rozmowie z RMF FM, że scenariusz "Powrotu do tamtych dni" poznał już 5 lat temu. 4 lata nie zapowiadały, że, doczekamy się realizacji. Potrafię się tym cieszyć, że po prostu tutaj jestem po pandemii z dobrym filmem, ciekawą rolą, bardzo sobie kontempluje każdą minutę na tym festiwalu - podsumowuje aktor.

Opracowanie: