Kto zabił? Odpowiedzi poszukają pasażerowie wrocławskiego MPK. Powieść kryminalna została opublikowana na stronie przewoźnika w internecie. Przez trzy tygodnie - w różnych częściach miasta - będą pojawiać się kolejne części mrocznej historii.

Drugą część znajdziecie na ekranach multimedialnych we wszystkich tramwajach typu PLUS - 31 Plus, 32 Plus, 33 Plus od 19 do 28 listopada. Ostatni fragment opowiadania, dzięki któremu będziecie mogli potwierdzić swoje podejrzenia i rozwiązać zagadkę kryminalną, przeczytają aktorzy w tramwaju linii 33 Plus na trasie Pl. Grunwaldzki - pl. Jana Pawła II, pl. Jana Pawła II - pl. Grunwaldzki od 14.15 - 17.00 w dniach 29.11.2012 r. - 01.12.2012 r. oraz od 09.45 - 11.00 w dniu 02.12.2012 r.

W zabawie może wziąć udział każdy - bez względu na wiek i miejsce zamieszkania. Przewoźnik przygotował nagrody dla tych, którym uda się odpowiedzieć na pytanie: "Kto zabił?". Tramwaj, czy autobus to dla wielu pasażerów idealne miejsce do czytania książek. Dlatego chcemy promować ideę czytania i zorganizowaliśmy akcję z opowiadaniem kryminalnym w tle. Kryminał powstał specjalnie na tę okazję, został napisany przez Katarzynę Ferenc i Michała J. Zielińskiego - wyjaśnia Agnieszka Korzeniowska z wrocławskiego MPK.

OPOWIADANIE "ZEMSTA SŁOWACKIEGO" CZ. 1


"Zemsta Słowackiego" - Katarzyna Ferenc, Michał J. Zieliński

Park Słowackiego we Wrocławiu powoli żegnał się z nocą i witał mroźny późnojesienny poranek. Pierwsze płatki śniegu wirując wokół własnej osi opadały, pokrywając wszystko lekką puchową pierzynką. Sam Juliusz Słowacki, otoczony drzewami, jak zawsze wyglądał na zafrasowanego. Tym razem miał przynajmniej powód.

U stóp wieszcza leżało ciało. Twarzą skierowaną w dół, jakby jeszcze chciało oddać mu pokłon. Od chwili, kiedy ciało upadło minęły mniej więcej cztery godziny. Od tego czasu zdążyło już lekko zesztywnieć, tak jak powinno. Usta były ciągle otwarte w wyrazie zdziwienia, że to wszystko już się skończyło. Serce nie biło, a krew przeciekała w dół ciała przez tkanki, tworząc brunatno-sine plamy, jakby już chciała połączyć się z ziemią. Spod rękawa płaszcza wystawała nienaturalnie blada dłoń, wciąż na wpół zaciśnięta w ostatnim geście. Śnieg plątał blond włosy w niezrozumiałą pajęczynę. Pewnie zasypałby całe ciało, gdyby nie pies, który zapragnął wyjść na wcześniejszy spacer. Drżący czarny nos złapał zapach. Kwiatowy i miły. Nos chętnie bliżej zapoznałby się z wonią przemieniającego się ciała, lecz jego Pani zaczęła głośno krzyczeć.   

Była godzina piąta dwadzieścia siedem. Policja przyjechała dwadzieścia minut później.

* * *

Podkomisarz Roman Szczygielski siedział za biurkiem. Właśnie dostał telefon zmarłej dziewczyny. Marta Orzechowska. Młoda, ładna i martwa. No właśnie - dlaczego, pomyślał policjant. Na skutek otrucia. Czym, tego jeszcze nie wiedział. Wszedł w folder "Odebrane". Najnowsza wiadomość od niezapisanego numeru: "Tadzio czeka :)". Ciekawe jaki Tadzio? Spisał sobie numer. Potem parę sms-ów zaczynających się od "skarbie" i przeplatanych buziakami. Wreszcie od numeru podpisanego Julia Laskowik coś ciekawego: "Nie daruję Ci tego. Jeszcze pożałujesz". Oficer przeszedł do folderu "Wysłane". Do numeru podpisanego "Mareczek :*": "Ty mi nigdy nie kupiłeś konwalii...". Jakieś wyrzuty o chaszcze. Ech, kobiety. Najpierw ten od Tadka. A potem się zobaczy. Policjant wybrał numer.

* * *

Podkomisarz oparł się o masywny drewniany parapet. Przez okno widać było odrestaurowany dziedziniec Ossolineum. Zielony bluszcz zaczynający powoli porastać czerwono-białe tynki skrzył się od nocnego przymrozku. Idealne miejsce na niedzielny spacer z żoną - zanotował w głowie. Nie łudził się, że zrealizuje ten plan w najbliższym czasie.

 - Tak... - podkomisarz wrócił do przerwanego wątku i spojrzał na stojącego obok mężczyznę o przetłuszczonych włosach. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat, ale złote oprawki jego okularów pasowałyby raczej do emeryta.

- Profesorze Laczko...

- Docencie! - poprawił dobitnie, a podkomisarz uśmiechnął się na wspomnienie starego dowcipu i bezgłośnie poruszył ustami: "Doceniamy, doceniamy..."

- To węgierskie nazwisko - powiedział docent Damian Laczko, jakby zdjęty złością. Nerwowo wytarł dłonie o swoje znoszone dżinsy. Ludzie często reagowali tak na policję i podkomisarz zdążył się przyzwyczaić.

-  A więc twierdzi pan, panie docencie, że nie znał pani Marty Orzechowskiej. Dlaczego więc wysłał jej pan sms i kim właściwie jest rzeczony Tadzio?

- Nie, nie znam, nie znałem. Przyszedł jeden facet, z którym była umówiona w Zakładzie.    - Zakładzie? - wtrącił podkomisarz.

- Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich. Akurat byłem przy portierni, zapytał, czy może wysłać sms, bo padła mu bateria. No więc mu pozwoliłem, on się nazywał Tadzio jak sądzę. Nie wiem nic więcej w tej sprawie, więcej go nie widziałem.

- Rozumiem. W takim razie będzie pan musiał tego pana Tadzia dokładnie opisać... - powiedział policjant i wyjął notes z kieszeni swego dwurzędowego płaszcza.

* * *

Kiedy dwaj policjanci wyszli wreszcie z Ossolineum, znowu zaczęło prószyć. Przechodzili przez barokowy ogród w stronę ulicy Szewskiej, gdy podkomisarz poczuł wibrujący w kieszeni telefon. Przystanęli pod pomnikiem Anioła Ślązaka.

- Szczygielski, słucham? - rzucił w słuchawkę.

- Mamy wyniki z labu, panie komisarzu. Wygląda na to, że ofiara zatruła się konwalią.

- Konwalią? - powtórzył podkomisarz. Jego partner uniósł brwi.

- Tak, panie komisarzu, chodzi o ten kwiat. Podobno zdarzają się takie przypadki, głównie wśród dzieci. Wystarczy napić się wody z wazonu, żeby wyciągnąć kopyta. Zwykle nie są to sprawy kryminalne.

- Rozumiem. W porządku, będę za pół godziny. - zakończył szybko podkomisarz i zaczął szarpać się z guzikami od płaszcza, by wyjąć inny telefon. W myślach jak mantrę powtarzał jedno zdanie: "Ty mi nigdy nie kupiłeś konwalii."

* * *

- Pan Marek Studziński? Podkomisarz Roman Szczygielski - uścisnęli sobie dłonie. Usiedli na ławce. Mieli stąd świetny widok na staw i gmach Wydziału Architektury.

- Prawie jak Hogwart - powiedział podkomisarz, który nie czytał książek, ale miał przecież córkę, więc siłą rzeczy kojarzył to i owo.

- Aha. - przytaknął młodzieniec bez przekonania. Był wysoki i modnie ubrany. Pod jesiennym płaszczem widać było jasne szelki. Potarł się dłonią po jasnym, tygodniowym zaroście. Typ przystojniaka - pomyślał policjant i poczuł ukłucie zazdrości.

- Pani Orzechowska była pana dziewczyną. Studiowaliście razem?

- Tak, na piątym roku. To... to jakaś masakra - niewzruszony do tego momentu student ukrył twarz w dłoniach i zatrząsł się. - Jestem załamany.

Szczygielski odczekał chwilę, po czym powiedział: - Czy między wami wszystko było w porządku?

- Tak, oczywiście - szepnął chłopak i potarł zaczerwienione oczy.

- Pan wybaczy, ale mamy telefon pani Orzechowskiej i czytaliśmy wszystkie sms-y od pana. Niektóre niestroniące od złośliwości. Wydaje się, że był pan zazdrosny o nią...

- To prawda! - wybuchnął chłopak. - Byłem cholernie zazdrosny! Pan by nie był? Co chwilę się z kimś umawiała, gdzieś wychodziła...  Jestem przekonany, że mnie ostatnio z kimś zdradzała.

- Bo nie kupował jej pan konwalii? - spytał policjant cicho.

- Konwalii! Dobre! Przecież ona ma urodziny w grudniu, skąd o tej porze roku konwalie! Następnej miałem kupować w doniczce, cholera jasna!?

- Jak to "następnej"? Co pan ma na myśli?

Mężczyzna spojrzał na podkomisarza jakoś dziwnie i powiedział po chwili: - Moja była dziewczyna bawiła się w ogrodnictwo. Często kupowała przez Internet różne sadzonki. Właściwie... - tutaj uczynił pauzę, jakby się zastanawiając - przez moment byłem nawet z nimi obiema, ale Julia na pewno już nam to wybaczyła...

* * *

Julia Laskowik mieszkała w domku jednorodzinnym. Mimo że miała daleko na uczelnię, ten układ odpowiadał jej. Mogła mieć w ogródku niewielką szklarnię na swoje sadzonki. Tam właśnie zastał ją podkomisarz. W szklarni było ciepło. Policjant westchnął parę razy i wrócił do przerwanej rozmowy.

- Znała pani Martę Orzechowską? - mężczyzna rozejrzał się po szklarni szukając małych, białych dzwoneczków.

- Tak kiedyś myślałam - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Ale potem ona zabrała mi Marka. Wredna, parszywa... - zacisnęła palce - Przepraszam. Nie życzyłam jej śmierci. Nie. - pokręciła głową i objęła się ramionami jakby nagle zrobiło się jej zimno.

- Zna pani może jakiegoś Tadzia? Marta się z nim spotykała? O, a hoduje pani może konwalie? - otarł czoło chustką i podciągnął spodnie, które wedle jego mniemania skurczyły się w praniu.

- Tadzia? Nie kojarzę. Ale ostatnio nie byłyśmy już tak blisko. Marta lubiła facetów. W ilościach hurtowych najlepiej. Co do konwalii, to mam parę sadzonek, pewnie ze trzy, ale nie chcę ich zatrzymywać. Marta lubiła te kwiaty, źle mi się kojarzą - skrzywiła się. Z takim grymasem wyglądała bardzo nieładnie. Podkomisarz nie chciał myśleć jak wyglądałaby wściekła.

Tu znajdziecie więcej informacji!