Agnieszka Odorowicz jako wiceminister kultury najpierw tworzyła ustawę powołującą do życia kontrowersyjny Instytut Sztuki Filmowej, potem stanęła do konkursu na szefa tego instytutu.

Odorowicz nie jest już wiceministrem kultury, a osobą rekomendowaną na stanowisko dyrektora instytucji, która będzie miała do dyspozycji sto milionów złotych na produkcję polskich filmów. Nie widzi w tym nic niestosownego. Wręcz przeciwnie. Tworzenie tej ustawy to według Agnieszki Odorowicz zaleta: Znam jej zapisy, wiem co trzeba zrobić na początku tej drogi i w żadnym wypadku nie uważam, żeby to była wada.

Pani Odoriowcz jako swoje zainteresowania podaje reklamę, marketing, teatr. Filmu tam jednak nie ma: Ja kocham polskie kino, ale nie jestem filmoznawcą - odpowiada Odorowicz, czyli lubię oglądać, ale się nie znam. Była wiceminister od razu dodaje, że Instytut Sztuki Filmowej na początek potrzebuje sprawnego organizatora, a nie speca od filmów. Zdaniem Antoniego Kamińskiego, szefa Transparency International, to jeden z najbardziej jaskrawych przykładów patologii i taniego lobbingu.

Agnieszka Odorowicz mówi, że nie była zainteresowana tym stanowiskiem, ale namówili ją filmowcy – ci sami, którzy lobbowali za powstaniem instytutu.