"Niektóre widoczne na zdjęciach miejsca już wyglądają inaczej. Z innymi stanie się to niebawem. Ten album jest jedynie wycinkiem historii. Za kilka lat może przedstawiać świat, którego nie ma. Już raz przecież umarł" - pisze nasz dziennikarz Bogdan Frymorgen we wstępie do albumu "Kazimierz". Bogdan jest brytyjskim korespondentem RMF FM. Premiera "Kazimierza" w którym znajdziecie nieprawdopodobne zdjęcia jego autorstwa, już 10 grudnia. Zapraszamy Was do Żydowskiego Muzeum Galicja.

Album "Kazimierz" jest fotograficzną "medytacją" na temat relacji artysty z byłą Żydowską dzielnicą Krakowa. To wizualny esej, osobisty w przekazie i oszczędny w formie.

"Urodziłem się siedemnaście lat po II wojnie światowej, niedaleko Auschwitz.Nikt wówczas nie mówił o Żydach. A przecież do niedawna byli naszymi sąsiadami, przyjaciółmi, partnerami w biznesie. Byli Polakami. Nie tylko moi dziadkowie milczeli. Chodziłem do szkoły podstawowej im. Janusza Korczaka. Wiedziałem, że nasz patron był polskim lekarzem, który zginął w obozie zagłady w Treblince. Pamiętam jego zdjęcia w klasach. Jednak Korczak nie umarł dlatego, że był Polakiem. Umarł, ponieważ był Żydem. Moi nauczyciele zapomnieli mi o tym powiedzieć" - pisze we wstępie do "Kazimierza" Bogdan Frymorgen.

W szkole średniej profesor historii nie wspomniał nawet słowem, że obok stała niegdyś olbrzymia synagoga. Zburzyli ją Niemcy. Bez tej podstawowej wiedzy dorastałem w nieświadomości Holokaustu. Co stało się z pięcioma tysiącami Żydów, którzy mieszkali w moim mieście? Gdzie szukać ich śladów? Jak mogłem odpowiedzieć na te pytania, skoro nie wiedziałem, że powinno się je zadawać. Przełomem dla mnie było obejrzenie filmu Claude’a Lanzmanna "Shoah". Pamiętam szok po projekcji - poczułem się oszukany, wściekły na zmowę milczenia - opowiada.

Wówczas po raz pierwszy zainteresowałem się Kazimierzem. Po wyjeździe na stałe do Wielkiej Brytanii regularnie wracałem do Krakowa. Rozpocząłem też współpracę z Żydowskim Muzeum Galicja, którego założycielem i pierwszym dyrektorem był mój przyjaciel, brytyjski fotograf Chris Schwarz. Najstarsze zdjęcia z tego albumu wykonałem w 2006 roku, ale wyglądają jakby powstały wcześniej. To wynik świadomej decyzji. Chciałem dowieść, że ślady przeszłości nadal tu istnieją. Kazimierz w tym czasie stawał się coraz bardziej
nowoczesny. Rosnąca liczba barów, klubów i restauracji zmieniała go stopniowo w rozrywkową dzielnicę Karkowa. Jej nowe oblicze zaczęło przyćmiewać dawną historię Kazimierza. Dlatego skupiłem się na pustce tego miejsca
- podkreśla Bogdan Frymorgen.

W 2011 roku wydał album "Kazimierz bez słów". Jak sam podkreśla: projekt ten zamknął wieloletni okres poszukiwań. Zagłuszył ciszę, w której zostałem wychowany. Stał się przez to ważnym, osobistym egzorcyzmem. Niniejsze wydanie książki wzbogaciłem już słowami. Tekst towarzyszący fotografiom określa mój stosunek do byłej żydowskiej dzielnicy Krakowa - opowiada. 

Kazimierz po raz drugi

To już drugie wydanie książki o Kazimierzu. Pierwsza była bez słów - tę już opatrzyłem w słowa. Są subiektywne i osobiste. Obrazują moją relację z Kazimierzem - wyostrzoną percepcje na zmiany. Nie potrafię ich zatrzymać, ale staram się je opisać. Krótko i lakonicznie. Tak, by nie konkurowały ze zdjęciami. Czasami to są mikroskopijne historie, czasami zwykle opisy miejsca. Ale gdzieś miedzy wierszami przemycam to, co czuję. Nie jestem kronikarzem Kazimierza. Schwytałem w obiektywie zaledwie sekundę jego historii. Skupiam się także na tym niedawnym PRL-owskim rozdziale.  To miejsce przeobraża się na naszych oczach. Warto to rejestrować, bo jutro zdjęcia zrobione dziś będą już archiwalne. A za rok o pewnych rzeczach można zapomnieć. Wystarczy spojrzeć na fotografie sprzed wieku, jak bardzo nas fascynują - mówi Bogdan Frymorgen.

Zdjęcia poświęcam pustce, jaka moim zdaniem wciąż panuje w  pożydowskiej dzielnicy Krakowa. Pustka, która gdzieś tam się pląta po zaułkach, uliczkach czy podwórkach. Pustka, której nikt i nic nigdy nie wypełni, nie do tego stopnia, by Kazimierz ponownie był taki jak kiedyś. Oczywiście. Ta dzielnica jest  częścią nowoczesnego miasta, które nazywa się Kraków i cały czas się rozwija. Pojawiają się nowe restauracje i puby.  Odwiedzają ją turyści z całego świata. Tętni życiem. Idąc po Kazimierzu w sobotę wieczorem można mieć wrażenie, że to jest Champs Élysées w Paryżu. Ale mnie ten Kazimierz nie interesuje. Bardziej ten zatrzaśnięty w odrapanych podwórkach. Skulony z racji swej historycznej traumy - dodaje.