"Pierwszy reżyser Bonda dokonał pewnej interpretacji postaci z powieści Fleminga. Bond powieściowy wydałby się dziś niezrozumiały, szowinistyczny, rasistowski, ksenofobiczny" - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Wyderką dr Katarzyna Prajzner, filmoznawca z Uniwersytetu Łódzkiego. "Agent 007 jest popularny od 50 lat dlatego, że każdy kolejny film jest dopasowany do aktualnego spojrzenia widza" - podkreśla.

Agnieszka Wyderka: Jaki jest ten Bond książkowy w porównaniu do filmowego?

Doktor Katarzyna Prajzner, filmoznawca z Uniwersytetu Łódzkiego: Pierwsza, najważniejsza i najbardziej oczywista różnica: Bond książkowy jest mniej popularny. Wydawałoby się to banalne, gdyby nie to, że trzeba się zastanowić, dlaczego filmowy Bond jest bardziej popularny. Co się takiego stało z filmową figurą Bonda, że przebił swoją popularnością książkowego? Pierwsza książka o Bondzie ukazała się w 1953 roku i wywołała zjawisko bondomanii. Seria książkowa zyskała sobie fanów. Od momentu, kiedy pojawia się filmowy Bond - czyli od "Doktora No" w 1962 roku - to zjawisko się zdecydowanie nasila. Jednak również z tego względu, że Terence Young (pierwszy reżyser Bonda) dokonał pewnej interpretacji tej figury Fleminga. Pozbawił go cech, które nazwalibyśmy dziś nieaktualnymi. Bond Fleminga wydałby się dziś niezrozumiały, szowinistyczny, rasistowski, ksenofobiczny. Raczej postrzegalibyśmy go jako zupełnie nieaktualną postać, przede wszystkim dlatego, że u Fleminga widoczny jest bardzo silny kontekst zimnowojenny. To, z czym walczy Bond, to spiski szykowane przez świat komunistyczny. Terence Young to zmienił: po pierwsze pozbawił Bonda powagi, którą wykazywał w stosunku do patriotyzmu i swoich obowiązków. Young zmienił to w taki sposób, że dla Bonda jego misja staje się bardziej przygodą niż spełnieniem patriotycznych obowiązków.

Po drugie, kłopot był z postacią, z którą mają sympatyzować widzowie, a która - jak by nie patrzeć - zawodowo zajmuje się zabijaniem. 00 oznacza licencję na zabijanie. Terence Young rozwiązał to w ten sposób: Bond za każdym razem, kiedy kogoś zabija, żartuje. Tworzy żarcik, który odwraca uwagę widza od tego, że Bond zabija.

Young ustawił też nieco inaczej relację między Bondem a kobietami. Postacie żeńskie przez cały czas trwania serii się zmieniają, stają się coraz wyraźniejsze, mają coraz więcej do powiedzenia w sensie również fabularnym. Wizerunek kobiet się zmienia, jednak relacje między Bondem a kobietami są ustanowione już w "Doktorze No".  To, że Honey, pierwsza dziewczyna Bonda, jest przewodniczką po wyspie, bez której agent nie dałby sobie rady, to poważna rola dla żeńskiej postaci.

Pojawił się też pomysł, by uczynić Bonda mniej poważnym, bardziej otwartym na kontakty społeczne, mniej rasistowskim. W stosunku do Fleminga padały zarzuty o rasizm, jednak może to wynikać z tego, że Bond jest figurą posiadającą brytyjskie poczucie wyższości wobec obcokrajowców. Do tego doszła decyzja Younga, bardzo zdecydowana, że nie walczymy ze światem komunistycznym, tylko walczymy z organizacją Widmo. Abstrakcyjny wróg, który może być zaadaptowany w różnych warunkach politycznych.

To najważniejsze zmiany. Z tego pomysłu reżysera wyniknęła cała koncepcja na postać Bonda: to, jak będzie się ubierał, wysławiał, jego zachowania, szarmancki stosunek do kobiet - to pomysły Terence’a Younga.

Jest to najdłuższa seria w historii kina i to jest fenomen. Popularność Bonda trwa od 50 lat, w popkulturze relatywnie rzadko zdarzają się takie sytuacje. Bardzo często porównuję Bonda do Barbie. Taki produkt wywołuje manię, jednak powinna ona trwać ograniczoną ilość czasu. Fakt, że ona nadal trwa, wynika z tego, że jest to produkt, który wchłania inne mody. Barbie wchłania mody w sensie estetycznym, podobnie działo się z Bondem. Agent 007 jest popularny dlatego, że każda kolejna seria jest dopasowana do aktualnego spojrzenia widza. To jest rozwiązanie zagadki na temat jego popularności: udało się znaleźć równowagę pomiędzy cechami charakterystycznymi Bonda, aby fan czuł się usatysfakcjonowany, że dostaje produkt, o który mu chodziło i rozpoznaje charakterystyczne elementy. Z drugiej strony, by zyskiwać nowych odbiorców i być aktualnym, Bond z filmu na film staje się bohaterem naszych czasów. Widać, jak seria jest uaktualniana ze względu na panujący klimat: intelektualny, społeczny czy polityczny. To, że Bond rzuca palenie, zmienia stosunek do kobiet, stara się zaakceptować kobietę jako swoją szefową. Wydaje się, że to wpływa na popularność serii.

Który z odtwórców ról Bonda jest najbliższy postaci literackiej?

Wydaje się, że najbliższy Flemingowskiemu Bondowi, ale tylko ze względu na jedną cechę, jest ostatni Bond. Trzeba brać też pod uwagę, że film, w którym pojawia się Daniel Craig, to jest pierwsza powieść rozpoczynająca serię Fleminga. Craig byłby najbliższy postaci literackiej ze względu na powagę. Jest to figura Bonda, która dużo poważniej traktuje swoje zadania. Nie traktuje misji jak przygody, ale rozważa problemy, które pojawiają się u Fleminga: kwestie życia i śmierci. Wcześniejszy Bond tego nie miał, a Flemingowski bohater to ma. Jedna z powieści Fleminga zaczyna się tak: Bond siedzi na lotnisku w Miami "with two double bourbons inside him, thinking about life and death". Jedno krótkie zdanie, a sprawia, że Bond ma rys refleksyjny. Skoro poważnie traktuje swoje zadanie, to też poważnie myśli nad swoją pracą, która między innymi polega na zabijaniu ludzi. Wydaje się, że Bond Craiga ma to w sobie do pewnego stopnia, może również dlatego, że to Bond z "Casino Royale", która jest pierwszą w serii powieści Fleminga.

Ta powieść nie została zekranizowana jako pierwsza, dlatego że autor zaraz po opublikowaniu "Casino Royale" sprzedał do niej prawo telewizji CBS. Prawa do kolejnych części sprzedał hurtowo. Do końca życia Fleminga,  czyli do 1964 roku, jego zdanie jest brane pod uwagę podczas realizacji filmów. Im dalej od daty śmierci autora powieści, tym bardziej się różnią pomysły na realizację od pierwowzoru. Właściwie później wykorzystuje się tylko tytuły powieści.

Chłód postaci związany jest z brytyjskim charakterem książkowego Bonda?

Zastanawiano się, jakim gatunkiem filmowym jest Bond, i do dziś ten problem nie jest rozwiązany. Próbowano go wpasować w brytyjską tradycję filmów szpiegowskich, ale filmy o Bondzie okazały się zbyt uniwersalne. Następnie próbowano go dopasować do tradycji BLAN, czyli big loud action movies - czyli typowych, dużych, amerykańskich filmów z efektami specjalnymi. Jednak najbardziej sensownym rozwiązaniem wydaje się być to, że Bond sam dla siebie stworzył pewien gatunek. Seria ma taki zestaw cech merytorycznych i estetycznych, które można dopasować tylko do niej samej. Ze względu na to również stanowi fenomen.

Ile Bond książkowy ma ze swojego ojca, czyli Iana Fleminga?

Próbowano sprawdzić, na ile Fleming posługiwał się swoim własnym doświadczeniem, tworząc figurę tajnego agenta, na ile mógł zdradzić to, co sam wiedział o byciu tajnym agentem. Zdecydowanie kompetencje Fleminga są przekazane Bondowi. Widać, że książka jest pisana przez kogoś, kto się zna na robocie tajnych służb. Natomiast też okazuje się, że Fleming popełnił kilka błędów, które w relacji do filmu wydają się ciekawe. Fleming wyposażył swojego bohatera w berettę - w konsekwencji któryś z czytelników napisał do niego, że nie wypada, aby taki profesjonalny agent chodził z taką dziewczyńską bronią. Fleming to uwzględnił i w "Doktorze No", który jest szósty w serii powieści, jest scena, w której James Bond jest zmuszony do oddania swojej ukochanej beretty i dostaje w zamian Walthera PPK, czyli broni, o której się mówi, że jest typowa dla wywiadu brytyjskiego. Co ciekawe, ta scena znajduje się w "Doktorze No" filmowym, który rozpoczyna serię. Scena zostaje zachowana w filmie.

Charakterystyczną rzeczą dla serii w filmie staje się również uaktualnianie bieżących informacji. Pojawia się ujęcie, w którym widzimy obraz Goi - portret księcia Wellington, który został wtedy skradziony z National Gallery. To, że pojawia się w pomieszczeniach "Doktora No", jest aktualnym żartem. Dla tamtych widzów był to sygnał, że film odnosi się do obecnych czasów.

Dowiedziono, że autor serii miał związek ze służbami wywiadu?

Uważa się, że pracował dla wywiadu brytyjskiego. Nie ujawniono, co dokładnie robił, ale powstały filmy dokumentalne i książki o tym, do jakiego stopnia kompetencje Fleminga jako agenta były pożyteczne przy tworzeniu postaci Jamesa Bonda. Z całą pewnością charakter, czyli pełne powagi poczucie patriotycznego obowiązku, jest Flemingowski.