W przyszły piątek na ekrany polskich kin wchodzi film Michaela Moore'a „Fahrenheit 9/11”. W czwartek odbył się pierwszy pokaz, który wzbudził wiele kontrowersji. Jedno jest pewne, obrazu na pewno nie można traktować jako filmu dokumentalnego.

Michael Moore manipuluje, nagina fakty i z uporem lansuje swoje antybushowskie tezy – ale robi to z wielkim wdziękiem, inteligentnie i złośliwie. Nie próbuje nawet udawać, że nie manipuluje.

Manipulacją próbuje obnażyć cudze manipulacje - wyśmiewa George’a Busha, pokazuje go jako dwulicowego polityka. Jednocześnie brutalnie kontrastuje Amerykę elit, z Ameryką B, tę której nie znamy; tę gdzie jedyną perspektywą dla młodych ludzi jest służba w armii. Armii, którą Bush niesłusznie – zdaniem Moore’a – wysyła na rzeź do Iraku.

Film jest świetnie zmontowany i choć trwa dwie godziny, to nie można się nudzić. „Fahrenheit 9/11” to całkiem nowy, błyskotliwy sposób walki politycznej.