"Miała znakomitą ekspresję, która służyła moim piosenkom" - tak Ewę Demarczyk wspomina kompozytor Zygmunt Konieczny. "Do Ewy Demarczyk przylgnęła opinia niedostępnej i niegrzecznej, ale to była samoobrona, bo nie wszyscy lubią być obnażani publicznie" - podkreśla natomiast kompozytor Andrzej Zarycki. "Dzięki repertuarowi, który pisał dla niej Zygmunt Konieczny stworzyła coś szalenie oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju. To jest zadziwiające, ale to też sprawiło, że ona jakby spłonęła na stosie własnej wielkości" - mówi natomiast piosenkarka i aktorka Joanna Rawik. Ewa Demarczyk zmarła w piątek wieczorem. Miała 79 lat.

Zygmunt Konieczny: Miała znakomitą ekspresję

Ewę Demarczyk poznałem w 1962 roku. Miała znakomitą ekspresję, która służyła moim piosenkom. Chciałem, żeby te utwory były pełne ekspresji. Ona to miała - wspominał Zygmunt Konieczny, który skomponował dla Ewy Demarczyk m.in. "Karuzelę z madonnami", "Groszki i róże" oraz "Czarne anioły". Dobrze się dobraliśmy w tamtym czasie - dodał.

Przyznał, że w latach 70. zerwał się pomiędzy nimi kontakt i od tamtej pory nie utrzymywali żadnych relacji.

Ona była artystką, piosenkarką, która przede wszystkim zrealizowała moje założenia artystyczne; tak chciałem, żeby moje utwory były śpiewane. Jedną z niewielu, która potrafiła tak śpiewać - podkreślił.

Andrzej Zarycki: Zabiegała o to, żeby nikt nie kolportował jej prywatnego życia

Do Ewy Demarczyk przylgnęła opinia niedostępnej i niegrzecznej, ale to była samoobrona, bo nie wszyscy lubią być obnażani publicznie - wspominał kompozytor Andrzej Zarycki.

Współpraca Andrzeja Zaryckiego i Ewy Demarczyk rozpoczęła się w połowie lat 60., kiedy kompozytor został poproszony o napisanie utworów dla Piwnicy pod Baranami.

Powstały wówczas m.in. "Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego", "Skrzypek Hercowicz" i "Na moście w Avignon".

Z Ewą pracowało się bardzo dobrze. Była wybitną postacią, która zawsze doskonale wiedziała, co "piszczy" w każdej piosence, co jest w niej najistotniejsze, potrafiła znaleźć sposób interpretacji każdego utworu - wspominał kompozytor w rozmowie z PAP.

Podkreślił, że próby w domu Demarczyk w Krakowie przy ulicy Wróblewskiego odbywały się codziennie. Czasem artyści spotykali się we dwójkę i ćwiczyli przy akompaniamencie fortepianu, czasem w próbach brał udział cały zespół.

Byliśmy zdyscyplinowani. Nie było z tym problemu, bo wszyscy wiedzieliśmy, że to jest ważna artystycznie sprawa - podkreślił Zarycki.

Pytany o to, jaką osobą była wówczas Demarczyk, kompozytor wskazał, że "przede wszystkim zabiegała o to, żeby nikt nie kolportował jej prywatnego życia".

Stąd zresztą brały się scysje z dziennikarzami, bo rzadko który znał się na muzyce, na tym, co ona tak naprawdę robi. Niewielu z nich to rozumiało na tyle, żeby mogli recenzować to w sensowny sposób, zawsze najbardziej interesowali się aferami. Ewa bardzo szybko i niejednokrotnie bardzo nerwowo pozbywała się takich petentów - wspominał Zarycki.

Ocenił, że "potem przylgnęła do niej opinia niedostępnej i niegrzecznej, ale to była samoobrona, bo nie wszyscy lubią być obnażani publicznie".

Po niemal 20 latach wspólnej pracy Demarczyk wycofała się z zawodu, uznając - zdaniem byłego współpracownika - że przekazała już publiczności to, co zamierzała.

Nie wiem, co robiła po rozstaniu ze mną. Przez chwilę jeszcze śledziłem jej wyjazdy, kiedy podróżowała między innymi do Japonii, ale później zniknęła mi z pola widzenia. Kilka razy, przy okazji jej urodzin czy świąt, rozmawialiśmy przez telefon i składaliśmy sobie życzenia, ale nigdy nie byłem u jej domu, nie wiem, gdzie później mieszkała - powiedział.

Pytany o to, czy śmierć artystki tego formatu oznacza koniec pewnej epoki, Zarycki ocenił, że raczej stanowi ona "koniec pewnej estetyki".

Jednak Ewa nie udzielała się już od dawna, więc straciliśmy ją już kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj po prostu mamy świadomość, że człowiek był i już nigdy się nie odezwie. W sensie artystycznym zamilkła jednak już wiele lat temu - podsumował.

Zdaniem kompozytora pamięć o Demarczyk i jej twórczości przetrwa, o czym przekonać się można, obserwując niemalejącą popularność jej utworów.

Dziś trudno znaleźć podobną artystkę. A opinie, które znaleźć można w internecie, jeszcze bardziej przekonują, że tak jest - zaznaczył.

Joanna Rawik: Jakby spłonęła na stosie własnej wielkości

To była moja koleżanka. Mieszkałam parę lat w Krakowie, więc siłą rzeczy się znałyśmy, ja śpiewałam w Klubie pod Jaszczurami, ona w Piwnicy pod Baranami. Przez jakiś czas nawet jej zazdrościłam, śledząc jej poczynania bardzo czujnie i pilnie i myślałam sobie: ona się skupia tylko na piosence, dlatego jest taka wspaniała, nic innego nie ma w głowie, tylko ta piosenka -  mówi Joanna Rawik, piosenkarka, aktorka.

Zrozumiałam dopiero teraz, kiedy jej już nie ma, że właściwie to, że ona ograniczyła się do tego, zbudowało jej wielkość - dodała.

Podkreśliła, że Demarczyk była "gigantycznie utalentowana, niepodobna do nikogo na świecie, nikogo nie naśladowała". Dzięki repertuarowi, który pisał dla niej Zygmunt Konieczny stworzyła coś szalenie oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju. To jest zadziwiające, ale to też sprawiło, że ona jakby spłonęła na stosie własnej wielkości - podkreśliła Rawik.

Zwróciła uwagę, że Demarczyk "niestety nie rozwinęła swojego repertuaru ilościowo", co jednak "nie ma w tej chwili znaczenia". Zrozumiałam dopiero teraz, kiedy jej już nie ma, że właściwie to ograniczenie zbudowało jej wielkość - oceniła.

Bezpośredni przekaz Ewy, z jej fenomenalną dykcją, muzykalnością, wszystko dopracowane do ostatniego szczegółu, niezwykłe kompozycje Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Zaryckiego - to tworzyło całość taką, której w tej branży muzycznej nikt dotychczas nie oglądał. I pewnie długo takich rzeczy nie będzie - podkreślił natomiast w rozmowie z RMF FM kompozytor Jan Kanty Pawluśkiewicz.

Anna Dymna: Ewa jest największą artystką, jaką widziałam


Pamiętam Ewę jako taką uroczą, sympatyczną osobę. Zawsze będę tak o niej myślała. Każde moje prywatne spotkanie z Ewą Demarczyk było takie niezwykle ciepłe, jakby ona tak chciała posiedzieć, pogadać. Bardzo mało ludzi ją taką znało. Od gdzieś 20 lat Ewa po prostu zniknęła z naszego życia, na własne życzenie. Nie było z nią żadnego kontaktu. W związku z tym zdumiewający jest taki dzień, gdy słyszę, że ona nie żyje, bo ja w to i tak nigdy nie uwierzę - wspomina Demarczyk w rozmowie z RMF FM aktorka Anna Dymna

Ewa dla mnie jest taką największą artystką, jaką widziałam. Chodziłam na jej recitale w Teatrze Kameralnym, Teatrze Bagatela - dla mnie to była kobieta, która nosiła w sobie cały jakiś dziwny świat, teatr, jakąś dziwną tajemnicę, nieprawdopodobną siłę. Gasło światło, wchodziła w promień reflektora w czarnej sukience i stwarzała świat. Robiła na mnie nieprawdopodobne wrażenie - podkreśla Dymna.

Ewa całe życie mi towarzyszy, ponieważ ja codziennie  prawie przez te wszystkie lata słucham jej piosenek. Zawsze, jak udzielam wywiadów i pytają o ulubioną piosenkę, to zawsze są to "Groszki i róże" albo "Tomaszów". To są tak piękne piosenki. A jeszcze mówiono na nią Czarny Anioł, a "Czarne Anioły" napisał Wiesiu Dymny - więc to taka podwójnie dla mnie magiczna i bliska piosenka. Niby zostawiła tak mało piosenek, a jednak cały piękny świat, prawdziwej sztuki. Dobrze, że była i będzie z nami już zawsze dzięki piosenkom - podkreśla Anna Dymna.

Ewa Demarczyk, nazywana Czarnym Aniołem polskiej piosenki, była jedną z najwybitniejszych polskich osobowości scenicznych. Popularność przyniosły jej takie utwory, jak: "Karuzela z Madonnami", "Rebeka" czy "Grande Valse Brillante". Od lat unikała prasy i nie występowała. Artystka zmarła w piątek wieczorem. Miała 79 lat.