Pobił, przyznał się i wyszedł z policyjnego aresztu za kaucją. Znany polski bokser Andrzej G. ma znów problemy z prawem. Przed jednym z hoteli w Sopocie wdał się w bójkę z warszawskim filmowcem, gościem tego samego hotelu w którym mieszkał. Po złożeniu przez poszkodowanego mężczyznę doniesienia na policję - bokser spędził noc w policyjnej izbie zatrzymań.

Znany pięściarz tłumaczył policjantom, że puściły mu nerwy. Poszło o blokowanie miejsca przed wjazdem do hotelu. Gdy bokser przyjechał nad ranem taksówką, przed wejściem stał inny samochód, z którego bardzo wolno wysiadali hotelowi goście. Na razie nie wiadomo, kto zaczął bójkę. Wiadomo natomiast, że najpierw z obu stron poleciały epitety, a potem – według relacji świadków – poszły w ruch pięści.

Całe zajście zarejestrowały kamery monitorujące wjazd do znanego sopockiego hotelu. Po wezwaniu policji Andrzej G. nie dał się wylegitymować i odszedł w nieznanym kierunku. Po złożeniu doniesienia przez pobitego, został zatrzymany, ale dopiero wieczorem. Noc spędził w policyjnym areszcie, skąd wyszedł za kaucją w wysokości 30 tysięcy zł. Teraz grozi mu kara od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

To nie pierwszy raz, kiedy Andrzej G. staje na bakier z prawem. W 1990 roku wdał się w bójkę w barze we Włocławku. Został oskarżony o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia - pobitemu groził pistoletem gazowym. Ponadto za zagrożenie prokuratura uznała też jego umiejętności bokserskie.

Nim jednak sąd zdołał zająć się jego sprawą, Andrzej G. uciekł do Stanów Zjednoczonych. Tam bez przeszkód kontynuował swoją karierę zawodową. Polski wymiar sprawiedliwości poszukiwał go listem gończym. Ostatecznie bokser wrócił do kraju po tym, jak sąd we Włocławku wydał list żelazny. Dzięki temu uniknął aresztowania.

Foto: Archiwum RMF

04:55