Pół wieku minęło od powstania legendarnego, pierwszego polskiego filmu o wojskach desantowo-powietrznych „Czerwone Berety”. Obraz był bardzo widowiskowy jak na ówczesne czasy, bo dublerami aktorów w skokach spadochronowych byli prawdziwi spadochroniarze z 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej.

Marian Kociniak - odtwórca jednej z głównych ról w tym filmie - jest dla siebie bardzo surowy, gdy ogląda siebie sprzed pięćdziesięciu lat. To był co prawda pierwszy film, ale ja się go czasami troszkę wstydzę - przyznaje. Jak oglądam siebie, to wydaje mi się, że byłem jakiś taki mydłkowaty, niepoważny, źle grający. A te moje umizgi, gdy zalecałem się do Marty Lipińskiej, to to jest żenujące po prostu. Fakt, że wtedy byłem młody i niesamowicie sprawny. Potrafiłem założyć sobie nogi na głowę i chodzić na rękach. Tata mnie przygotowywał, bo chciałem występować w cyrku. To pomagało na planie filmowym - podsumowuje.

Jego kolega z planu Jacek Dobrzański był w wojsku w czasie, gdy powstawał film. To, że grałem miało swoje plusy, bo prawie całą służbę spędziłem na planie. Był też mały minus: moi koledzy z wojska już dawno skończyli służbę, gdy ja jeszcze pracowałem w filmie. Pamiętam tez takie zdarzenie, gdy zatrzymał mnie jakiś oficer, który zobaczył, że miałem długie włosy i mówi: "Domański! Do fryzjera!". Ale ja mówię: "Obywatelu poruczniku, ja jeszcze mam postsynchrony" - "A! Chyba, że tak. No to jesteście wolni" - relacjonuje.

Dubler Mariana Kociniaka - Sławomir Krzemiński, który w czasie realizacji filmu służył w wojskach desantowo-powietrznych, najbardziej z planu filmowego zapamiętał zdjęcia defilady. To była niedziela, upał straszny i ludzie liczyli, że może uda skończyć się wcześniej i będzie można jeszcze wyskoczyć do miasta. Natomiast było tyle dubli tej defilady, że trzymali nas na tym słońcu trzymali od godziny 9 do 16. Byliśmy tyle godzin w tym upale bez jedzenia i bez picia. Dla pani Marty Lipińskiej rozciągnęli spadochron w kształcie parasola - tam była schowana. A my na tym słońcu. - To była mordęga i do końca życia tego nie zapomnę - wspomina. A ze skokami też nie było łatwo, bo przecież my potrafiliśmy skakać. Ja miałem wtedy na koncie 105 skoków i to było bardzo dużo, jak na tamte czasy. Miałem wyskoczyć z samolotu tak, jakbym nie potrafił skakać. Samo wyjście z maszyny, to trudno było udawać, że nie potrafię tego robić, bo tu działało wyszkolenie i przyzwyczajenie - podkreśla.

Film "Czerwone Berety" to opowieść o żołnierzu, który przechodzi pozytywną przemianę wewnętrzną. Tę postać gra Marian Kociniak (najbardziej znany z filmowej trylogii: "Jak rozpętałem II wojnę światową"). Reżyserem był nieżyjący już - Paweł Komorowski ( także "Oko Proroka" i "Syzyfowe prace"), a muzykę do filmu ,,Czerwone Berety" napisał Wojciech Kilar.