Mija właśnie pół wieku od momentu, gdy z kinowego ekranu po raz pierwszy w historii padła kwestia: "Nazywam się Bond. James Bond". W ciągu 50 lat obejrzeliśmy 22 filmy o przygodach agenta 007. Najnowszy - "Skyfall" - wejdzie do kin 26 października.

Postać brytyjskiego szpiega stworzył w 1952 roku Ian Fleming. Agent zyskał nazwisko po ornitologu, autorze książki "Ptaki Indii Zachodnich". Fleming uważał, że kontrastuje ono ze stereotypem angielskiego gentlemana, a do tego łatwo wymawia się je w niemal każdym języku. Pisarz nadał swojemu bohaterowi kryptonim "007", w którym podwójne zero oznaczało licencję na zabijanie.

Kanwą przygód Bonda były wspomnienia Fleminga z czasów wojny i pracy w wywiadzie. Pierwsza powieść o przygodach agenta 007, zatytułowana "Casino Royale", zyskała przychylność odbiorców, co umożliwiło powstanie kolejnych tomów. Do swojej śmierci w 1964 roku Fleming napisał łącznie 12 powieści i 9 opowiadań o Jamesie Bondzie.

Na początku szło jak po grudzie

W 1954 roku w telewizji CBS nadano na żywo widowisko pt. "Casino Royale" z Barrym Nelsonem w roli głównej. Stacja dwukrotnie planowała produkcję serialu o agencie 007, ale za każdym razem projekt upadał. W 1958 roku serial z Bondem chciała nakręcić amerykańska sieć NBC. Nic z tego nie wyszło, ale scenariusz odcinka pilotowego stał się podstawą książki "Dr. No".

Kilka pierwszych prób przeniesienia przygód agenta 007 na duży ekran skończyło się fiaskiem, a Fleming zraził się do przemysłu filmowego. Prawa do ekranizacji przygód Bonda kupił kanadyjski producent filmowy Harry Saltzman, ale traktował je bardziej jako inwestycję. Dopiero spotkanie z Albertem "Cubbym" Broccolim przyniosło impuls do powstania filmu. Panowie utworzyli dwie firmy: Danjaq, posiadającą prawa do filmów, oraz EON Productions z prawami do ich produkcji.

Znalezienie wytwórni chętnej do zainwestowania w Bonda okazało się dość trudne. Amerykańskie studia uważały cały projekt za "zbyt brytyjski". Ostatecznie pieniądze zgodziło się wyłożyć United Artists. Funkcję reżysera przyjął Terence Young. Kandydatów do roli Bonda było wielu, m.in. Cary Grant, Richard Burton, Christopher Lee czy Roger Moore, który w tym samym czasie został zaangażowany do telewizyjnego serialu "Święty". Skromny budżet skłonił jednak producentów do poszukiwania aktorów mniej znanych i bez wymagań finansowych.

Aktor idealny do roli w Bondzie to aktor... niedrogi

Jednym z wykonawców, którzy wzięli udział w przesłuchaniach, był Sean Connery. Walnął ręką w biurko i powiedział nam, czego chce. Ugodziliśmy się, wyszedł z biura, a my patrzyliśmy, jak podskakując przeszedł na drugą stronę ulicy, niczym prawdziwy Superman. Wiedzieliśmy, że mamy naszego Jamesa Bonda - wspominał Albert "Cubby" Broccoli, którego wypowiedź przytoczono w książce "Sean Connery. Bohater bez skazy" Michaela Feeney'a Allana.

Podobne kryteria jak przy wyborze aktora do roli Bonda zastosowano, obsadzając postać jego dziewczyny. Wybraliśmy Urszulę, ponieważ jest piękna i tania. Nie mieliśmy dość pieniędzy, by wybrać kogoś innego - podkreślał Harry Saltzman. Ostatecznie na ekranową postać Honey Ryder złożyła się praca trzech osób. Ursulę Andress dubbingowały bowiem Nikki van del Zyl w dialogach i Diane Coupland w scenach śpiewu.

Realizację filmu rozpoczęto w połowie stycznia 1962 roku na Jamajce. Pod koniec lutego ekipa wróciła do Londynu, gdzie w studiach Pinewood nagrywano sceny we wnętrzach. Zdjęcia zakończono w marcu.

Martini wstrząśnięte, nie mieszane i Walther PPK

Zobacz również:

  • Nienaganny wygląd, maniery, szczypta sarkastycznego humoru i... licencja na zabijanie. Tak najkrócej można opisać agenta brytyjskiego wywiadu Jamesa Bonda - głównego bohatera serii, którą pokochały rzesze widzów na świecie. 007 był fenomenem samym w sobie: początkowo wcieleniem prawdziwego, angielskiego dżentelmena, potem - symbolem męskiej urody i męskości w ogóle. Przez dziesiątki lat miliony kobiet pragnęły mieć przy sobie kogoś takiego jak on, a miliony mężczyzn chciało... po prostu nim być. W całej historii cyklu tego zaszczytu dostąpiło sześciu aktorów. Który z nich najlepiej poradził sobie z wyzwaniem? Oceńcie sami, wybierając najlepszego Bonda! więcej

Przed rozpoczęciem zdjęć istniało pięć niekompletnych scenariuszy. Ostateczną wersję stworzyli Terence Young, Johanna Harwood i Berkely Mather. I to właśnie reżyser oraz Sean Connery wzbogacili historię dowcipnymi kwestiami. Fabułę oparto na przygodach Jamesa Bonda, który został wysłany na Jamajkę w celu zbadania śmierci innego brytyjskiego agenta. Jego przeciwnikiem okazał się rezydujący w podziemnej bazie doktor Julius No, który sabotował amerykański program kosmiczny.

W pierwszym filmie z serii przygód Bonda zabrakło postaci Q - eksperta od nowoczesnego wyposażenia. Pistolet Walther PPK przyniósł agentowi zbrojmistrz. Pojawiły się jednak postacie, które stały się nieodłącznymi towarzyszami Bonda w następnych częściach serii: szef M, panna Moneypenny czy kolega z CIA Felix Leiter. Agent pił także legendarne Martini - wstrząśnięte, nie mieszane.

Skomponowanie tematu muzycznego zlecono Monty'emu Normanowi, jednak Broccoli i Saltzman, niezadowoleni z efektów, zatrudnili Johna Barry'ego, by przerobił utwór Normana. Ten zaś uważał swój wkład w "James Bond Theme" za tak znaczący, że później wielokrotnie przypisywał sobie prawa do kompozycji.

W "Doktorze No" - w przeciwieństwie do kolejnych odsłon przygód agenta 007 - w czołówce nie ma piosenki. Zabrakło także sekwencji przedtytułowej tzw. "teasera". Pod koniec "Doktora No" nie pojawia się napis "James Bond powróci", ponieważ twórcy nie mieli jeszcze pewności, czy tak się w rzeczywistości stanie - dodaje Michał Grzesiek, autor książki "James Bond: szpieg, którego kochamy".

Krytyka sceptyczna, publiczność zachwycona

Uroczysta premiera filmu odbyła się 5 października 1962 roku w Londynie. Mimo że część krytyków nie była zadowolona, film odniósł sukces kasowy. Zrealizowany przy budżecie blisko miliona dolarów, już po dwóch tygodniach wyświetlania zarobił 840 tysięcy dolarów w samej tylko Wielkiej Brytanii. Na całym świecie przyniósł zaś blisko 60 milionów dolarów zysku i pozwolił na kontynuację serii.

Sukces "Doktora No" był spowodowany głodem tego typu bohaterów jak James Bond. On nie był wielkim herosem wojennym czy upadłym aniołem, tylko szpiegiem, który na wszystko patrzył z dystansem i poczuciem humoru. Sukces nie tylko "Doktora No", ale i całej serii wynika stąd, że Bond to pewien męski ideał, do którego wszyscy mężczyźni dążą, a kobiety nie mogą od niego oderwać oczu - podkreśla Grzesiek.

Czasy się zmieniały, wraz z nimi zmieniał się Bond

Kolejne filmy o agencie 007 stawały się kinowymi przebojami mimo upływu dekad i zmieniających się czasów. Twórcy zaś nieustannie starali się - choćby poprzez wybór aktora grającego Bonda - dostosowywać głównego bohatera do epoki, w której powstawały nowe odcinki.

Connery był twardy. Jak trzeba - gentelman, jak trzeba - to potrafił kobietę uderzyć. Potem epizod z Georgem Lazenby - Bondem romantycznym, który się żeni. W latach 70., pełnych dystansu i ironii, pojawił się Roger Moore - idealny odtwórca na ten czas. W końcówce lat 80. Bond zyskał twarz Timothy Daltona, który najbardziej zbliżył się do książkowego pierwowzoru. Następnie Pierce Brosnan - świetna wypadkowa Connery'ego i Moore'a. A teraz mamy czasy bardzo brutalne i Daniela Craiga, który gołymi pięściami czy za pomocą różnych przedmiotów rozprawia się z przeciwnikami - ocenia Grzesiek.

Z nowymi przeciwnikami Craig rozprawi się już wkrótce, bo na koniec października zapowiedziana jest premiera 23. odsłony przygód agenta 007 - "Skyfall" w reżyserii Sama Mendesa. Piosenkę do filmu nagrała Adele. Dla Craiga "Skyfall" będzie już trzecim w dorobku filmem o Jamesie Bondzie. Według zapowiedzi producentów ma zagrać jeszcze w co najmniej dwóch odcinkach.