Robert De Niro - przebrany za żebraka - spędził noc w jednym z bostońskich schronisk dla ubogich. W jego najnowszym filmie "Being Flynn", aktor wciela się w rolę mieszkańca przytułku dla bezdomnych, Johnattana Flynna. "Robert chciał poczuć jak wygląda życie w takim miejscu" - tłumaczy reżyser filmu.

Na miejsce eksperymentu wybrano ośrodek Pine Street, gdzie pracował Nick Flynn, syn postaci granej przez De Niro, na którego wspomnieniach opiera się film.

Aktor był podobno tak przekonywujący, że nikt z przebywających w ośrodku nie zorientował się, że ma do czynienia z wielkim gwiazdorem. De Niro założył czapkę i symulował chorobę, dlatego cały czas zakrywał twarz. Kamuflaż zadziałał. Całkowicie nierozpoznany, z jednym z bezdomnych odbył nawet rozmowę na temat…Roberta De Niro.

Schronisko odwiedziła również ekipa filmu. Podczas rozmowy z pracownikami zdradzili szczegóły swojego projektu. W pewnym momencie jeden z pracujących tam mężczyzn miał krzyknąć: A może Bob De Niro zagra mnie!. Reżyser filmu wspomina, że sytuacja była o tyle zabawna, że aktor stał zaraz obok niego.

Robert lubi grać prawdziwe postacie, w związku z czym chciał chociaż trochę poczuć jak wygląda życie w takim miejscu. Podczas swojego krótkiego pobytu obserwował sposób w jaki zachowują się bezdomni, obserwował co zdradza mowa ich ciała i postara się odtworzyć ją w filmie - tłumaczy Paul Weitz, reżyser "Being Flynn".

Weitz chciał również, aby De Niro poczuł, jak na bezdomnych reagują mieszkańcy wielkich miast. W związku z tym aktor wybrał się do finansowej dzielnicy Nowego Jorku. Zgodnie z oczekiwaniami nikt ze śpieszących się do pracy nie zwrócił na niego uwagi. Po ulicach chodziła wielka gwiazda, a nikt jej nie zauważył - mówi reżyser filmu.

wenn.com