Otoczeni komputerami, tabletami i smartfonami często zapominamy, że kiedyś największym wyrazem uczuć były listy i liściki. Te analogowe wiadomości miały swój niezaprzeczalny urok, bo powstawały niespiesznie i przemyślanie (nie można było wykasować zdania, które już pojawiło się na papierze).

Kaligrafowane litery, nierzadko pisane piórem wyrażały nie tylko myśli i uczucia, ale też charakteryzowały człowieka. Cudowne, eleganckie papeterie skrapiane perfumami dam - to było więcej, niż wiadomość. Co ciekawe i dziś niechętnie rozstajemy się z takimi pamiątkami, bo niemal co drugi z nas nie lubi pozbywać się wspomnień zebranych w listach, kartkach czy na fotografiach. Chociaż, podobno, takie zatrzymywanie przeszłości nie pomaga nowym związkom. Naturalnie, bardziej sentymentalne są kobiety i aż blisko 90 procent pań nadal przechowuje pamiątki po byłych miłościach. Nie ma w tym niczego złego pod warunkiem, że przeszłość nie przesłania przyszłości.  

To teraz wybierzmy się w przeszłość i zajrzyjmy do listów wielkich.

Konstanty (Ildefons Gałczyński) i Natalia Konstanty I. Gałczyński obiecał kiedyś swojej żonie Natalii, że będzie przez całe życie pisał dla niej jeden, miłosny wiersz. I dotrzymał słowa. Wystarczy przypomnieć, że to właśnie żona była "srebrną Natalią" i piękną panną Noël. Przykładem wielkiego uczucia i jednocześnie pięknego listy niech będzie korespondencja w czasie, gdy Konstanty był na Mazurach w leśniczówce "Pranie", a żona w Warszawie:

(...) Po Twoim wyjeździe było mi bardzo ciężko, ale zaraz wziąłem się do pisania. Potem poszedłem do jeziora i zobaczyłem to Twoje miejsce, na którym leżałaś i zrobiło mi się smutno, a jak wszedłem do wody, to się rozpłakałem i płakałem płynąc.* Pokochałem Cię na nowo. Znowuś mnie zaczarował, mały księżycu. (...)

Po Twoim wyjeździe wszystkie psy posmutniały.

* Ale to były dobre łzy.

Wyjaśnienie: Kiedy poeta poznał matkę Natalii, kobieta podarowała mu fotografię, na której jest Natalia w wieku szkolnym z warkoczami i zawiązanymi na niej wielkimi kokardami. Wstążki były tylko odrobinę większe od wielkich oczu Natalii. Wtedy Konstanty nazwał dziewczynę na fotografii Małym Księżycem. To zdjęcie poeta zawsze nosił w kieszeni na piersi.

Ten list z 1950 roku wyszukałam na oficjalnej stronie K. I. Gałczyńskiego.

Julian (Tuwim) i Stefania Żona Juliana Tuwima miała mało romantyczne nazwisko: Marchew, ale to nie przeszkodziło młodzieńcowi - Julkowi zakochać się w panience od pierwszego wejrzenia. Ich "narzeczeństwo" trwało 7 lat i w tym czasie poeta stworzył wiersze-listy, których Stefania była natchnieniem. Potem te zwierzenia Tuwima przybrały formę tomiku: "Siódma Jesień". Julek i Stefania poznali się w Łodzi w 1912 roku, gdy spacerował ulicą Piotrkowską i wypatrzył dziewczynę w dorożce. Na szczęście tak się złożyło, że kolega Tuwima znał dziewczynę i przedstawił ich sobie. Potem przeszło bolesne rozstanie, bo Stefania wróciła do Tomaszowa. Wtedy właśnie powstają te cudowne listy-wiersze. Dzięki tęsknocie poety za Stefanią powstały liryki, jak: "Wspomnienie" (czyli "Mimozami jesień się zaczyna...") lub "Tomaszów" (znany z wykonania Ewy Demarczyk). Chyba żadna kobieta by się nie oparła takim wyznaniom i Stefania została panią Tuwimową.

Siódma jesień

Przyszła ciszą miłosierna Kseni:
Siódma jesień - najzłotsza, najsłodsza
Z wszystkich złotych i słodkich jesieni.

Moja jedna - jedyna - kochana!

Przyszła ciszą-drogą długich cieni,
Naszych cieni od dawnych jesieni,
I wszeptała się w nas, zadumana...

Moja jedna - jedyna - kochana!

Tyś ta sama - o siedem lat młodsza,
Prześwietlona, wypatrzona wzrokiem,
Smętniejącym w życiu z każdym rokiem
I stęsknionym tej świętej jesieni,
Co na zawsze się w duszę wpromieni!...

No i przyszła - najsłodsza, najzłotsza,
Przyszła ciszą - drogą naszych cieni...
Jeno patrzeć - a park się rozszumi,
Moja jedna - jedyna - kochana!
Jeno patrzeć - a lata dziecięce,
Moja jedna - jedyna - kochana,

Zaniemówią w nas szczęściem i trwogą,
I wzruszeniem nam głos się przytłumi,
I ściśniemy po raz pierwszy ręce,
Co już nigdy się żegnać nie mogą!
I znów, drżeniem sprzed laty wzruszeni,
Rozwiośnimy się w pierwszej jesieni,
Moja jedna - jedyna - kochana,
Zawsze tamta i zawsze ta sama,
Z mojej pierwszej i siódmej jesieni!

Julian Tuwim, z tomiku: "Siódma jesień".

Pierwszy list miłosny w Polsce Ten pierwszy miłosny list był jednocześnie listem pożegnalnym, bo Marcin z Międzyrzecza rozstawał się z dziewczyną z powodu pracy. To awans zmusił go do wyjazdu. Mężczyzna został sekretarzem biskupa poznańskiego i zasłyną później zbiorem pism po łacinie: "Retoryka". Przed wyjazdem był urzędnikiem w kancelarii starosty generalnego wielkopolskiego. Nadawca listu zapewniał o wierności i miłości. Wspominał też ostatnie spotkanie. Że był to list miłosny nie można mieć wątpliwości, bo Marcin zaczynał od słów: "Ad dilectam", co należy tłumaczyć: "Do ukochanej". Niestety dotąd nie wiadomo, kim była adresatka listu. Można domyślać się, że nie dostała korespondencji, bo Marcin z Międzyrzecza włożył go między recepty i porady dla sekretarzy - dzięki temu list przetrwał do dziś i można go znaleźć w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie.

Romantyczność a codzienność Na koniec taki delikatny, osobisty wtręt. Najpiękniejszy (dla mnie) listy miłosny przeczytałam, gdy wróciałam do domu po bardzo wyczerpującym dniu. Ten list był na dwóch, małych, kwadratowych karteczkach, przyklejonych do szafy na przedpokoju. A było to tak: Skarbusiu!!! Piszę do Ciebie, ponieważ na tyle, na ile czas mi pozwolił, posprzątałem w naszym domku. J Poodkurzałem i zmyłem podłogi. Niestety zabrakło mi czasu na wytarcie kurzu. :/ Kocham Cię po wsze czasy!!! à Acha - zabrakło mi tamtej karteczki. J Na pewno Ty, Kochanie, lepiej byś posprzątała i pewnie znajdziesz jakieś samotne, pałętające się paproszki, ale starałem się. J KOCHAM CIĘ :-*

Mam ten list do dziś.

Napisz, jeśli i Ty masz cudowny listy, którym możesz się podzielić. Skrzynka fakty@rmf.fm jest do dyspozycji. Możesz też o nim napisać w komentarzu pod arykułem.