W filmie World War Z, który 5 lipca wchodzi do kin, aktor gra ojca rodziny, byłego agenta i emerytowanego pracownika ONZ. I żeby ratować żonę, córki oraz świat, musi powstrzymać zbiorowy atak zombie.

Najpierw była post-apokaliptyczna powieść autorstwa Maxa Brooksa zatytułowana "Wojna Zombie". Narracja powieści prowadzona była w pierwszej osobie i była zapisem relacji osób, które doświadczyły wojny z zombie. Producenci Brad Pitt, Dede Gardner i Jeremy Kleiner przeczytali książkę jeszcze przed jej drukiem i byli nią zafascynowani.

Pięć lat temu nie wiedziałem nic o zombie. Teraz uważam się za eksperta - wspomina Pitt. Książka Maxa traktuje gatunek zombie jak światową pandemię, która rozprzestrzenia się podobnie jak wirus SARS (zapalenie płuc) w naszych czasach. Co się stanie, kiedy wszystko czym wypełnialiśmy nasze życie stanie się zbędne? Co zrobimy, kiedy struktury władzy i normy społeczne zostaną unicestwione? Jak będziemy w stanie przeżyć? - pyta aktor.

Realizatorzy filmu zdecydowali się opowiedzieć historię oczami wyjątkowego człowieka - Gerry'ego Lane'a, byłego śledczego ONZ, w którego wcielił się Brad Pitt. Film wyreżyserował Marc Forster.

W związku z transkontynentalną misją Gerry'ego Lane'a w poszukiwaniu lekarstwa na rozprzestrzeniającą się pandemię, film "World War Z" realizowano w wielu odległych miejscach, na ziemi i na morzu. Akcja rozpoczyna się w opanowanej epidemią Filadelfii, którą na ekranie zagrało szkockie Glasgow. Chociaż oba te miasta dzieli olbrzymia odległość, mają podobną architekturę, która została dodatkowo dostosowana do rzeczywistości w procesie post-produkcji.

Podczas realizacji filmu mieliśmy do czynienia z tłumami statystów. Sceny zbiorowe kręciliśmy zarówno na Malcie, która grała Jerozolimę, jak i w Glasgow. Sekwencja rozgrywająca się na pokładzie samolotu wymagała obecności 150 statystów i zajęła nam 5 dni. Sceny były dodatkowo bardzo skomplikowane, gdyż pojawiali się w nich zombie, a ich obecność wymagała ton sztucznych włosów, kostiumów i środków charakteryzatorskich - wspomina jeden z producentów.

Podczas realizacji zdjęć, funkcję amerykańskiego statku z powodzeniem pełnił okręt brytyjskiej marynarki wojennej Argus. W kręceniu sekwencji przypłynięcia lotniskowca wzięły udział helikoptery, 500 statystów, dziesiątki wojskowych pojazdów i oczywiście olbrzymi, elegancji lotniskowiec. Praca na prawdziwym okręcie zamiast w hali zdjęciowej była niezwykła. Było w tym dużo więcej emocjonalnej intensywności, skali i autentyczności. A tego właśnie potrzebowaliśmy. Przecież nasz film na wielu poziomach jest filmem wojennym. Pokazany w nim świat jest w stanie wojny z zombie  - mówi reżyser Marc Forster.