Policja wszczęła śledztwo w sprawie zawalenia się namiotu cyrkowego w Działoszynie w Łódzkiem. Konstrukcja runęła w trakcie pokazu. W środku było około 190 osób. Cztery osoby, w tym dwoje dzieci, zostały ranne. Zobacz zdjęcia przesłane na Gorącą Linię RMF FM.

To prawdziwy cud, że nikt nie zginął. Dziękować Bogu, że nie ma ofiar - mówili reporterowi RMF FM Piotrowi Glinkowskiemu świadkowie zdarzenia. Widok przewracającego się namiotu był dramatyczny. Ludzie zaczęli wrzeszczeć, piszczeć, wybuchła panika - opowiadają.

W wypadku ranne zostały cztery osoby - dwie kobieta i dwoje dzieci. Bezpośrednio z miejsca zdarzenia do szpitala przewieziona została 28-letnia kobieta. Później do placówki trafiły dwie dziewczynki w wieku 5 i 10 lat. Dzieci tuż po zdarzeniu pojechały do domu, dopiero w mieszkaniu zaczęły narzekać na bóle m.in. głowy. Rodzice zawieźli je więc na badania. Również czwarta poszkodowana osoba, 34-letnia kobieta, do szpitala trafiła z domu, bo źle się poczuła.

Strażacy, aby mieć pewność, że pod gruzami nie ma już ofiar, przeszukali namiot czterokrotnie - przyznał w rozmowie z dziennikarką RMF FM Arkadiusz Makowski z łódzkiej straży.

Nie wiadomo jeszcze co było przyczyną wypadku. Policja nie wyklucza, że namiot zawalił się ze względu na silne porywy wiatru - powiedział RMF FM Krzysztof Pach z łódzkiej policji.

Funkcjonariusze zabezpieczyli dokumentację techniczną namiotu. Przesłuchano właściciela namiotu oraz osoby, które namiot rozbijały. Wszyscy byli trzeźwi.

Na miejscu pojawili się m.in. pracownicy Inspektoratu Nadzoru Technicznego i prokuratura. W poniedziałek prowadzone będą kolejne czynności śledcze. Służby będą chciały ustalić, czy namiot został odpowiednio rozstawiony i zabezpieczony przed ewentualnymi silnymi podmuchami wiatru.

Policja zapewnia, że w cyrku nie występowały dzikie zwierzęta, jedynie wąż, psy, ptaki i małpy.