Wszystko wskazuje na to, że ktoś obciął mu płetwy - mówią naukowcy z Helu po obejrzeniu zdjęć martwego morświna, którego morze wyrzuciło na plaży niedaleko Jarosławca. Zdjęcia okaleczonego zwierzęcia dostaliśmy od słuchacza na Gorącą Linię RMF FM.

Ciało martwego morświna trafi na badania do stacji morskiej Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. Tam naukowcy będą starali się określić, kiedy morświn zginął i jak mogło dojść do jego śmierci. Przede wszystkim sprawdzą też, czy płetwy zostały obcięte, gdy zwierzę żyło czy później.

Na zdjęciach, które dostaliśmy widać, że morświn jest pozbawiony i ogonowej i piersiowych płetw.

Jak mówi doktor Iwona Pawliczka ze stacji morskiej, znaleziony morświn to samica, niedojrzała jeszcze płciowo i stosunkowo niewielka - z płetwami długość jej ciała wynosiłaby około 140 centymetrów. Naukowcy mają nadzieję, że nie była to ciężarna samica, gdyż to oznaczałoby stratę dwóch osobników.

Dr Pawliczka przypuszcza, że okaleczenie było spowodowane celowym działaniem człowieka. Ostatecznych wniosków nie chce jednak wysuwać na podstawie samych zdjęć, ale dopiero po oględzinach morświna.

Jeśli potwierdzi się, że ktoś zwierzę okaleczył, z całą pewnością będzie można mówić o przestępstwie. Handel jakimikolwiek częściami gatunków zagrożonych jest bowiem zabroniony. Nie wiadomo też, do czego mogłyby komuś posłużyć płetwy morświna.

To wielka strata dla środowiska, gdyż w całym Bałtyku morświnów jest tylko około 450 sztuk. Znacznie więcej ich jest w wodach między Morzem Północnym a Bałtyckim -  żyje tam ponad 30 tysięcy osobników.

Ten kuzyn delfina jest u nas skrajnie zagrożony wyginięciem. Każda sztuka jest na wagę złota, przyznają naukowcy.

(j., az)