Zmarła piąta osoba ranna podczas zamachu w Strasburgu - informuje agencja AFP, powołując się na władze prefekturalne. Ofiarą jest Polak, o czym jego brat poinformował na Facebooku.

Mój brat Barto Pedro Orent-Niedzielski właśnie od nas odszedł. Dziękuję za miłość i siłę, jakie mu daliście - cytuje AFP wpis zamieszczony na Facebooku przez brata ofiary i dodaje, że zmarły to 36-letni mieszkaniec Strasburga pochodzący z Katowic.

We wtorek 29-letni Cherif Chekatt, który urodził się w Strasburgu w rodzinie algierskiej, strzelał do ludzi w pobliżu jarmarku bożonarodzeniowego. 

Podczas ataku życie straciły trzy osoby, a kilkanaście zostało rannych, w tym Polak. Kolejna osoba zmarła w piątek z powodu odniesionych ran.

AFP: W chwili zamachu Polak znajdował się przed barem Les Savons d’Helene

AFP pisze, że w chwili zamachu Polak znajdował się przed barem Les Savons d’Helene wraz z 28-letnim włoskim dziennikarzem Antonio Megalizzim i innymi przyjaciółmi. Według AFP powołującej się na krewnych interweniowali oni, żeby uniemożliwić zamachowcowi wejście do baru. Megalizzi zmarł w piątek w wyniku odniesionych ran. 

"Le Monde" przekazuje w wydaniu internetowym, że Polak został ranny w głowę i od tego czasu znajdował się w stanie głębokiej śpiączki. Gazeta dodaje, że jego matka i brat zdecydowali, by nie odłączać go od aparatury utrzymującej przy życiu, aby umożliwić przyjaciołom pożegnanie się z nim w szpitalu Hautepierre w Strasburgu. Przychodziło tam do niego w ostatnich dniach wielu ludzi. Polak zmarł w niedzielę ok. godz. 18.

Próbował zatrzymać zamachowca

Pochodzący z Katowic 36-latek od dwudziestu lat mieszkał z mamą w Strasburgu. 11 grudnia poszedł na koncert do jednego z klubów. Wspólnie z kilkoma znajomymi nie dopuścił, by zamachowiec wszedł do środka - informuje "Gazeta Wyborcza". 

Jeszcze zanim koncert się rozpoczął, Bartek razem ze znajomym dziennikarzem z Włoch i dwoma muzykami stali przed wejściem. Wyszli zapalić. Wtedy zobaczyli zamachowca z bronią. Od świadków wiemy, że rzucili się, żeby go powstrzymać. Dzięki nim drzwi zostały zamknięte, sprawca nie wszedł do środka. Inaczej doszłoby do masakry. Byłoby jak w paryskim klubie Bataclan, gdzie terroryści strzelali do ludzi jak do kaczek - opowiadali w rozmowie z portalem wyborcza.pl Renata i Bogusław, mieszkający w Strasburgu znajomi Bartka.

oprac.