Maszynista jednego z pociągów mógł zignorować czerwone światło - takie są wstępne, nieoficjalne ustalenia w sprawie przyczyn zderzenia dwóch składów pod Amsterdamem. W niedzielę w szpitalu zmarła kobieta ranna w wypadku kolejowym.

Na razie nie wiadomo, kiedy mogą pojawić się pierwsze oficjalne ustalenia w sprawie przyczyn tej katastrofy. Holenderska minister infrastruktury zapowiedziała, że chce je poznać tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Do tej pory śledczym udało się przesłuchać tylko jednego z maszynistów, który odniósł lżejsze rany. Drugi jest w stanie ciężkim.

Katastrofa spowodowała chaos w ruchu kolejowym na zachód od Amsterdamu i przerwała połączenie kolejowe z lotniskiem Schiphol. W niedzielę udało się usunąć pociągi, które zderzyły się czołowo pod Amsterdamem. Na miejsce od razu wezwano helikopter ratowniczy, karetki pogotowia i wozy strażackie. W sobotę późnym wieczorem wszystkich pasażerów udało się wydostać z pociągów. Pociąg dalekobieżny jechał z Den Helder do Nijmegen. Natomiast podmiejski pociąg Amsterdamu do Uitgeest.

Pasażerowie przelatywali przez cały wagon

Lokalna telewizja pokazała zdjęcia z miejsca wypadku. Widać na nich, że dwupoziomowe wagony, które znajdowały się z przodu pociągu dalekobieżnego intercity miały zmiażdżone lub zniekształcone drzwi wejściowe. Zniszczenia wydawały się niewielkie w porównaniu z liczbą ofiar. Tymczasem - jak powiedział rzecznik holenderskiej policji kolejowej - to, że wagony były bardzo obszerne, sprawiło, iż obrażenia wielu pasażerów są szczególnie poważne. Wskutek zderzenia niektórzy z nich przelecieli bowiem przez cały wagon, uderzając w ściany i innych pasażerów. W wypadku rannych zostało 117 osób, w tym 42 ciężko. W niedzielę po południu w szpitalu zmarła kobieta ranna w wypadku.