Egipski prom, który zatonął na Morzu Czerwonym, być może nie spełniał norm bezpieczeństwa – stwierdził prezydent Egiptu. Na pokładzie statku znajdowało się ponad 1400 pasażerów. Uratowano co najmniej 290 osób.

Statek "Al Salaam 98" płynął z Arabii Saudyjskiej; w piątek rano miał zawinąć do egipskiego portu Safaga. W nocy prom jednak zniknął z ekranów radarów – gdy ekipy poszukiwawcze przybyły na miejsce, gdzie ostatni raz widziano statek, pływały tam tylko szalupy z ludźmi. Z helikopterów zauważono też unoszące się na wodzie ciała. Prom zatonął około 40 mil od egipskiego portu Hurghada.

Początkowo mówiono, że statek nie nadał sygnału SOS. Te informacje dementują jednak anonimowi przedstawiciele brytyjskiego Ministerstwa Obrony. Wezwanie o pomoc zostało odebrane przez centrum koordynacji ratownictwa morskiego w Szkocji, a następnie przekazane dalej.

Akcję ratunkową utrudnia zła pogoda; woda jest bardzo wzburzona, wieje mocny wiatr. Szanse na przeżycie zwiększa fakt, że woda w morzu jest stosunkowo ciepła – ma około 20 stopni Celsjusza. Wiadomo, że uratowało się co najmniej 290 osób - taką liczbę przekazał agencji Reutera przedstawiciel armatora. Według informacji agencji AFP, zatonięcie przeżyło około 300-400 osób. Prawdopodobieństwo odnalezienia kogoś żywego maleje jednak z godziny na godzinę.

Na razie nie wiadomo nic o przyczynach katastrofy. Eksperci zwracają jednak uwagę, że statek zbudowano jeszcze w 1970 roku. Na jego pokładzie można było przewozić także samochody. Jednak konstrukcję promu określa się jako mało stabilną. Do przechylenia się i potem zatonięcia mogło doprowadzić przedostanie się do wnętrza nawet niewielkiej ilości wody.

Właściciel statku, egipski armator, zapewnia, że prom w zeszłym roku przeszedł odpowiednie kontrole i miał certyfikat na przewożenie pasażerów aż do 2010 roku. Wcześniej statek należał do włoskiego przewoźnika Tirrenia.

Włosi jednak odcinają się od katastrofy. - Ten prom był jednym serii „Poeci”, wycofanej z użytku w 1998 roku. Teraz należy do egipskiej firmy i to do niej należy obsługa. Tirrenia nie ma nic do tego - mówi w rozmowie z RMF Manuela di Mundo z Tirrenii. Włoski przewoźnik wymienił stare promy na statki nowsze, większe i szybsze. Zapewniał jednak, że odsprzedane Egipcjanom promy wciąż nadawały się do użytku.

Mimo zapewnień egipskiego ministra transportu, że prom nie był przeładowany, na jednostce znajdowało się więcej osób niż dopuszczają normy - na pokładzie było ponad 1400 pasażerów. Być może przyczyną katastrofy było więc przeciążenie. Według dokumentów jeszcze z czasu budowy statku, na jego pokładzie mogło podróżować maksymalnie 1100 osób. Wiadomo też, że prom nie był wyposażony w wystarczającą ilość szalup ratunkowych. Prezydent Egiptu Hosni Mubarak polecił natychmiastowe rozpoczęcie śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy. Chce także, by sprawdzono inne statki egipskich przewoźników.

Z wstępnych ustaleń władz w Kairze wynika, że większość płynących na promie stanowili Egipcjanie. Niektóre źródła sugerują, że były to osoby pracujące w Arabii Saudyjskiej, inne mówią o sporej grupie pielgrzymów wracających z dorocznej pielgrzymki do Mekki.

Na promie nie było Polaków - powiedział RMF pierwszy sekretarz ambasady w Kairze Jacek Buda.

Słuchacz RMF, Łukasz Tomaszewski z Kościerzyny, niedawno płynął promem tych samych linii. Wówczas na pokładzie statku były 3 tysiące osób. - Te promy to jest horror. One wszystkie są przeładowane, a ludzie podróżują jeden na drugim - opowiada.

Siostrzany statek "Al Salaam 95" zatonął w Morzu Czerwonym w październiku zeszłego roku po zderzeniu z cypryjskim statkiem handlowym. Wtedy udało się jednak uratować niemal wszystkich pasażerów.

Najtragiczniejszy wypadek na morzu w ostatnim 15-leciu miał miejsce w grudniu 1987 roku. Na Morzu Sibuyan zatonął filipiński prom Dona Paz, który zderzył się z tankowcem. Zginęło wówczas niemal 4400 osób. 12 lat temu we wrześniu na Bałtyku zatonął prom Estonia. Wówczas śmierć poniosło prawie 900 osób. Było to największa katastrofa morska w dziejach Europy.