Nie dojdzie do zapowiadanych na piątek demonstracji opozycji w stolicy Mołdawii. Siedzibę rządu i gmach państwowej telewizji w Kiszyniowie otoczyły kordony policji. Kilkadziesiąt osób, które zgromadziły się przed siedzibą rządu przyznaje, że manifestacja została odwołana z powodu zastrasznia opozycji. Od początku tygodnia w Mołdawii dochodzi do protestów i zamieszek opozycji, która twierdzi, że wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych w tym kraju zostały sfałszowne.

Premier Zinajda Grieczannaja w telewizyjnym wystąpieniu wezwała rodziców, by nie pozwolili dzieciom na udział w tym największym w historii republiki przestępstwie. Opozycjoniści czują się zastraszeni. Przedstawiciele władzy chodzą po uniwersytetach i college’ach i ogłaszają, że każdy, kto pojawi się na demonstracji, będzie aresztowany, a wojsko i policja już czeka - powiedziała specjalnemu wysłannikowi RMF FM do Kiszyniowa Przemysławowi Marcowi matka mołdawskiej studentki:

Jej słowa potwierdził Anatolij Pietrenko, lider małego proeuropejskiego ruchu. Ludzie się boją, bo wczoraj premier powiedziała, że będą strzelać do demonstrantów, a teraz chodzą po szkołach i ostrzegają: "Nie chodźcie tam, bo będą prowokacje" - relacjonował:

Oskarżani o sfałszowanie wyborów komuniści mają małe pole manewru. Brakuje im jednego głosu, by w parlamencie wybrać prezydenta. Bez niego nie można natomiast powołać rządu, a to oznacza permanentny kryzys.

Prezydent Mołdawii Vładimir Voronin zaapelował tymczasem o powtórne przeliczenie głosów z niedzielnych wyborów parlamentarnych. O podjęcie decyzji w tej sprawie zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent ma nadzieję, że dzięki temu na ulice stolicy kraju Kiszyniowa powróci spokój.