Służby bezpieczeństwa nie mogły zapobiec zabójstwu Lee Rigby'ego - wynika z ustaleń raportu brytyjskiej komisji parlamentarnej. Półtora roku temu 25-letni żołnierz został bestialsko zamordowany na ulicy w Londynie przez dwóch islamskich ekstremistów.

Opublikowany dziś raport wylicza wiele niedociągnięć służb. Mimo to, zdaniem jego autorów, służby nie mogły zapobiec tragedii. 

Obaj napastnicy figurowali w siedmiu różnych dochodzeniach wywiadu i kontrwywiadu. Jednym z nich - Michaelem Adebolajo - służby bezpieczeństwa zajęły się dopiero po 4 miesiącach od powrotu z Kenii, gdzie przygotowywał się do walki w szeregach islamskich bojowników. Natomiast jego wspólnikiem, Michaelem Adebowale, służby zajęły się kilka miesięcy później. 

Raport ustalił również, że służby nie miały wglądu do e-maili i informacji tekstowych, którymi mężczyźni komunikowali się miedzy sobą. Poznano je dopiero po zabójstwie Lee Rigby'ego, ale - jak podkreślono w raporcie - ich treść nie zdradzała intencji ataku. Komisja orzekła, iż feralnego dnia, mimo wiedzy, jaką miały służby bezpieczeństwa, nie można było zapobiec tragedii.

Chcieli zginąć męczeńską śmiercią

Zabójstwo było szokujące - narzędziem zbrodni był rzeźniczy tasak. Żołnierz został najpierw potrącony samochodem, a następnie sprawcy usiłowali obciąć mu głowę, wykrzykując "Allah akbar (Bóg jest wszechmocny)". Jego zwłoki zostały przeciągnięte na środek ulicy, by przechodnie mogli je widzieć.

Sprawcy nie usiłowali zbiec z miejsca zbrodni, lecz w oczekiwaniu na policję rozmawiali z postronnymi osobami. Po przybyciu policjantów jeden z napastników rzucił się w ich kierunku, by - jak później tłumaczył - zginąć męczeńską śmiercią.

(mal)