Już szósty dzień z rzędu trwają zamieszki w Paryżu. Demonstranci protestują przeciwko forsowanej przez prezydenta Emmanuela Macrona reformie emerytalnej. Cześć z nich żąda również dymisji szefa państwa i francuskiego rządu.

Demonstranci podpalili kilkadziesiąt pojemników ze śmieciami i rozpalili duże ognisko przy wejściu do metra na paryskim placu Republiki. Grupy młodych ludzi - w tym skrajnie lewicowych działaczy - obrzuciły kamieniami i butelkami policjantów, którzy odpowiedzieli palkami, gazem łzawiącym i granatami hukowymi.

W całej Francji odbyło się dzisiaj w sumie ponad 120 demonstracji i akcji protestacyjnych przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego z 62 do 64 lat.

Związkowcy blokowali m.in. niektóre elektrownie atomowe i rafinerie ropy naftowej. Jutro prezydent Emmanuel Macron ma - według nieoficjalnych informacji - potwierdzić w wywiadzie dla francuskiej telewizji, ze się nie ugnie i reformy emerytalnej nie wycofa.

W czwartek, na kiedy związki zawodowe zapowiedziały kolejną falę protestów w całej Francji, władze spodziewają się na ulicach do 800 tys. ludzi. W stolicy ma pojawić się kilkuset radykałów.

Minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin zapowiedział we wtorek mobilizację 12 tys. policjantów i żandarmów w całym kraju przed czwartkowymi protestami. W samym Paryżu ma zostać rozmieszczonych 5 tys. funkcjonariuszy.

W ciągu trwających już szósty dzień zamieszek rannych zostało według francuskiego MSW blisko stu policjantów. Nie wiadomo jednak na razie ilu protestujących odniosło w sumie obrażenia.