Deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Ihor Mosijczuk został ranny w wyniku zamachu, do którego doszło po jego wyjściu z siedziby stacji telewizyjnej w środę wieczorem w Kijowie - poinformowało biuro prasowe parlamentarzysty.

W wyniku wybuchu zmarły dwie osoby: 30-letni mężczyzna o nieustalonej tożsamości i ochroniarz Mosijczuka. Sam deputowany trafił na operację. W szpitalu znajduje się także znany politolog Witalij Bała - przekazali przedstawiciele władz.

Doradca szefa MSW Zorjan Szkiriak poinformował, że Mosijczuk został ranny po wybuchu motocykla, zaparkowanego przy wyjściu ze stacji Espreso.tv. Wcześniej donoszono o eksplozji samochodu. Najprawdopodobniej mówimy o zamachu na życie - napisał Szkiriak na Facebooku.


Mosijczuk jest deputowanym populistycznej Partii Radykalnej, która ma 20 posłów w 450-osobowym parlamencie i jest w opozycji do rządzącej ekipy prezydenta Petra Poroszenki.

Nie mam żadnych wątpliwości, że zamach na Mosijczuka związany jest z jego działalnością zawodową i pozycją polityczną. Oczywiste, że jest to robota wrogich służb specjalnych, bo było to profesjonalne działanie - ocenił przywódca Partii Radykalnej Ołeh Laszko.


Inny doradca szefa MSW Anton Heraszczenko oświadczył, że siła wybuchu odpowiadała wybuchowi 1 kg trotylu.

Jedna z wersji śledztwa to działania rosyjskich służb specjalnych dla destabilizacji sytuacji społeczno-politycznej (...) - napisał na Facebooku.

Heraszczenko przypomniał o zamachach, których ofiarami byli wcześniej oficerowie wywiadu ukraińskiej armii, a także dziennikarz Pawło Szeremet, zabity w eksplozji samochodu w centrum Kijowa w lipcu 2016 roku.


(ł)