Stany Zjednoczone mają "pewne poszlaki", które świadczą o tym, że zaginiony samolot Boeing 777 spadł do Oceanu Indyjskiego. W ten obszar poszukiwań został już wysłany amerykański niszczyciel USS Kidd.

Mamy pewne poszlaki świadczące o tym, że maszyna mogła runąć do Oceanu Indyjskiego - poinformował anonimowy, wysoki rangą urzędnik Pentagonu, na którego powołuje się telewizja ABC. Dopłynięcie okrętu w rejon wyznaczony do poszukiwań zajmie ok. 24 godzin. W tym czasie służby będą starały się zawęzić obszar, w którym może znajdować się wrak.

Wcześniej informowano, że istnieją pewne dane, które wskazują, że samolot po tym, jak zniknął z radarów leciał jeszcze przez 4-5 godzin. O sprawie pisał "The Wall Street Journal". W artykule wskazano, że istnieje możliwość, że samolot nie rozbił się zaraz po zniknięciu z radarów. Mają o tym świadczyć dane automatycznie pobierane i wysyłane na ziemię z silników Rolls-Royce’a, w które był wyposażony boeing. Jak przypomina gazeta, jest to częścią rutynowego programu monitorowania.

Jeśli faktycznie maszyna leciała nadal tak długo, to mogła pokonać ponad 3 tys. kilometrów. To oznacza, że mogła dolecieć właśnie do Oceanu Indyjskiego lub Pakistanu.

W ciągu dnia pojawiła się również wiadomość przekazana przez malezyjskich urzędników, że poszukiwania zostały rozszerzone również na Morze Andamańskie.

Boeing 777 należący do linii Malaysia Airlines leciał z Kuala Lumpur do Pekinu. W sobotę zniknął z radarów, nie wysyłając sygnału SOS. Prowadzone od 6 dni poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Na pokładzie znajdowało się 239 osób, w tym 227 pasażerów; 153 osoby pochodziły z Chin kontynentalnych.