Człowiek na wszystkie okazje, bohater, łajdak, bufon. Niszczyciel, ale nie budowniczy, polityk pełen sprzeczności – to niektóre nagłówki z dzisiejszej zachodniej prasy opisującej zmarłego wczoraj byłego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna.

Francuski "Le Figaro" pisze, że choć Jelcyn popełnił wiele błędów, to historia niewątpliwie zapamięta, że w galerii nierzadko despotycznych przywódców, którzy rządzili Rosją, Borys Jelcyn był jednak „dobrym carem”. Dziennik podkreśla, że ten "wielki sprawca upadku totalitarnego komunizmu", w przeciwieństwie do Slobodana Miloszevicia w byłej Jugosławii, pozwolił się odłączyć Ukrainie, państwom nadbałtyckim i wszystkim innym republikom, nie rozpętując wojny.

"Le Monde" uważa, że demokratyczne przemiany "wypadły z torów demokracji", gdy latem 1993 roku Jelcyn "odmówił kompromisu" w sporze z parlamentem. Ofiarą rozwiązania parlamentu, działania jawnie antykonstytucyjnego, padły nie tylko setki osób zmarłych podczas zbrojnych starć w Moskwie w październiku 1993 r. Nastąpiła wtedy także śmierć idei pluralizmu, przemian i odpowiedzialności politycznej przywódców – czytamy. Gwoździem do trumny demokracji była smutna parodia referendum konstytucyjnego z grudnia 1993 roku, kiedy to aby doprowadzić do przyjęcia tekstu, którego treść nie ma nic wspólnego z demokracją, zgubiono w obliczeniach 5 mln głosów – pisze gazeta.

"Liberation" zwraca natomiast uwagę, że zdecydowana mniejszość Rosjan uznaje Jelcyna za reformatora. Powołując się na opinię Leonida Siedowa z Centrum Jurija Lewady, dziennik pisze, że większość Rosjan aż do śmierci Jelcyna uważała go przede wszystkim za winnego rozpadu Związku Radzieckiego.

Brytyjski "The Guardian" porównuje Jelcyna z jego następcą. Rosja miała prezydenta, który pił, nie był w stanie – jak mówili niektórzy – zachować postawy pionowej, a dziś ma prezydenta nadto trzeźwego, o germańskim wyglądzie, który obawia się poluzowania wędzideł władzy – pisze dziennik. Ostatecznie Borys Jelcyn okazał się efektywniejszym niszczycielem demokracji niż jej budowniczym – ocenia. „Guardian” przypomina, że Jelcyn nie zaczynał kariery politycznej jako demokrata, lecz jednak to on wraz z prezydentami Ukrainy i Białorusi stworzyli spisek, dzięki któremu upadł Związek Radziecki. Poranek rosyjskiej demokracji trwał tylko dwa lata, do czasu gdy nowy prezydent skierował czołgi na ten sam parlament, którego użył do obalenia systemu sowieckiego – pisze dziennik.

"Prezydentem okresu przejściowego" nazywa Jelcyna wtorkowy "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Rosyjski polityk użył "łomu" do likwidacji dawnego Związku Radzieckiego i wygrał, także z Michaiłem Gorbaczowem – pisze moskiewski korespondent gazety. Gorbaczow chciał przedłużyć życie Związku Radzieckiego, Jelcyn widział w tym próbę ratowania przestarzałych struktur – wyjaśnia "FAZ". Według autora artykułu "prawdziwie tragiczne" jest to, że w czasach Władimira Putina epoka Jelcyna przedstawiana jest w sposób "uproszczony i zniekształcony", służąc obecnej ekipie za "czarne tło", co pozwala tym jaśniej zaprezentować nową epokę, w której demokratyczne prawa są ograniczane. Gazeta dodaje, że wielu Rosjan bezkrytycznie przyjmuje ten punkt widzenia. Jelcyn nie miał siły, by bronić się przed tą manipulacją – czytamy w "FAZ".

Dla "Sueddeutsche Zeitung" Jelcyn był "człowiekiem z siekierą". Od czasów Lenina żaden inny rosyjski polityk nie postawił w tak brutalny sposób kraju na głowie. Jelcyn był rewolucjonistą: zlikwidował dawny porządek. Były działacz partii komunistycznej rozbił w proch Związek Radziecki i próbował zbudować nową Rosję – czytamy. Nie udało mu się jednak zrealizować głównego celu – stworzenia demokratycznej Rosji – ocenia komentator.

"Der Tagesspiegel" nazywa Jelcyna "tragicznym buntownikiem". Przypomina rynkową "terapię szokową", która doprowadziła w latach 90. do braków na rynku "przewyższających to, co znano z czasów ZSRR".

Popularność jego (Jelcyna) następcy Putina opiera się w dużym stopniu na tych traumatycznych doświadczeniach obywateli Rosji – uważa "Der Tagesspiegel". Największą zasługą Jelcyna był przeprowadzenie w bezkrwawy sposób likwidacji "gigantycznego imperium", jakim był ZSRR. W kraju nowe wolności doprowadziły do negatywnych zjawisk: społeczeństwo zbiedniało, stan zdrowia mieszkańców pogorszył się, przeciętna życia mężczyzn spadła z 62 do 57 lat – czytamy. "Der Tagesspiegel" zaznacza, że renacjonalizacji rosyjskiej polityki rozpoczęła się już w czasach Jelcyna. Jako przewodniczący parlamentu Jelcyn apelował do radzieckich republik: "bierzcie tyle niepodległości, ile zdołacie strawić". W 1994 zarządził natomiast interwencję w Czeczenii i wpędził kraj w krwawą wojnę – pisze komentator.

Zdaniem "Braunschweiger Zeitung" bilans rządów Jelcyna obejmuje: bezprawie, biedę, kumoterstwo, pozbawione skrupułów bogacenie się nowej klasy oraz pierwszą i drugą wojnę w Czeczenii. Promując Putina, Jelcyn przekazał władzę następcy, który uznał wiele demokratycznych zdobyczy za "zbędne". Gazeta przypomina, że w latach 50. w Moskwie ówczesny kanclerz RFN Konrad Adenauer musiał podczas negocjacji pić wódkę z Nikitą Chruszczowem. Gdy pewnego dnia Adenauer uparł się, że obaj politycy zamienią się kieliszkami, okazało się, że Chruszczow oszukał go i pił wodę. Jelcyn nie postąpiłby w taki sposób. Ten władca pozbawiony był zahamowań i był szczery: w piciu alkoholu, w bogaceniu się członków rodziny, ale także w swej sympatii do Niemiec i Helmuta Kohla.