Zachód musi teraz naprawiać „wielki błąd” popełniony przez gruzińskiego przywódcę – twierdzi brytyjski analityk spraw wschodnich Alexander Niekrasowa. Ale czy to możliwe, by Michaił Saakaszwili nie konsultował decyzji o wkroczeniu do Osetii Płd. z żadnym z zachodnich przywódców?

Na co właściwie liczył prezydent Saakaszwili, spoglądając na Zachód i decydując się na konfrontację z takim gigantem jak Rosja? Gruzja jest przecież kompletnie zależna od Rosji - energetycznie i ekonomicznie. Uważam, że Saakaszwili popełnił wielki błąd. Myślę, że chyba już zrozumiał, że jego pozycja z dnia na dzień słabnie - mówił Niekrasow.

Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście Saakaszwili samodzielnie podjął decyzję o wkroczeniu do Osetii, gdzie stacjonowały rosyjskie wojska. Trudno bowiem podejrzewać, by którekolwiek z państw zachodniego świata dało Gruzji zielone światło dla rozpoczęcia konfliktu na Kaukazie. I Stanom Zjednoczonym, i Unii Europejskiej marzyło się, by ten rejon był stabilnym i spokojnym źródłem wydobycia i tranzytu ropy naftowej. Bój o - nieistotną z tego punktu widzenia - Osetię Południową na pewno tę perspektywę oddala. A o tym, że Saakaszwili rozpoczął go na własną rękę może też świadczyć ślamazarna w pierwszej dobie konfliktu amerykańsko-europejska reakcja.

W tej chwili Gruzja może liczyć jedynie na interwencję dyplomatyczną. Zresztą Saakaszwili zapewnia, że Gruzja nie prosi o pomoc militarną, bo jego armia jest skuteczna… Ale tak naprawdę to Rosjanie mają miażdżącą przewagę i to oni będą dyktować warunki zawieszenia broni. I - choć żaden z dyplomatów - pewnie nie powie tego głośno, to planem maksimum świata jest dziś, by sytuacja wróciła do stanu sprzed rozpoczęcia walk - czyli stanu, który tak bolał Gruzinów

Konrad Piasecki, RMF FM