10 osób przeżyło pod gruzami hotelu we włoskiej Abruzji, na który runęła lawina w rezultacie trzęsienia ziemi. Taki najnowszy bilans podają w piątek media, precyzując wcześniejsze informacje.

Liczba 10 ocalałych obejmuje zarówno osoby już wydobyte, jak i te, które czekają na uwolnienie spod zwałów śniegu i rumowiska. Ansa podała, że wszystko wskazuje na to, że przeżyło 4 dzieci.

Ratownicy walczą z czasem, aby wydobyć uwięzionych w gruzach ludzi, którzy są tam od ponad 48 godzin. Z niektórymi z nich są w kontakcie głosowym.

Ekipy pracują cały czas, zachowując szczególną ostrożność, by - jak wyjaśniono - uniknąć zawalenia się stropu, pod którym schroniły się osoby ocalone.

Zaginionych wciąż jest ponad 20 ludzi. 

Na miejscu katastrofy pracuje 135 ratowników - strażaków i drużyn górskiego pogotowia ratunkowego. W drodze do hotelu jest ciężki sprzęt, który zostanie użyty do usunięcia warstw śniegu i rumowiska skał oraz drzew, jakie runęły na trzypiętrowy budynek.

Mamy nadzieję, że znajdziemy następnych żywych - powiedział jeden z ratowników agencji Ansa. Wyjaśnił, że ekipy przeszukują rumowisko, posuwając się do przodu, "ale jest to bardzo trudne i niebezpieczne".

Lawina runęła w środę na czterogwiazdkowy górski hotel Rigopiano po serii silnych wstrząsów sejsmicznych w środkowych Włoszech. Podany wcześniej w piątek bilans zejścia lawiny na hotelowy kompleks to cztery ofiary śmiertelne i prawie 20 osób zaginionych. W rejonie poszukiwań utrzymuje się zagrożenie lawinowe.

Pomoc wyruszyła zbyt późno?

Media podkreślają, że goście hotelu Rigopiano, którzy po środowym trzęsieniu ziemi chcieli jak najszybciej opuścić to miejsce, zostali pogrzebani żywcem w hotelowym holu, gdzie czekali, by wyruszyć w drogę.

Zauważa się, że lawina wywołana przez trzęsienie ziemi runęła na hotel w środę po południu, ale pomoc wyruszyła w jego kierunku dopiero po kilku godzinach. Kilka następnych godzin zajęło ratownikom dotarcie do tego miejsca na piechotę po zaśnieżonych drogach i ścieżkach.

Znajomy ocalałego mężczyzny, który wezwał pomoc, powiedział stacjom radiowym i prasie, że otrzymawszy od niego informację o zawalonym hotelu, zadzwonił do wszystkich możliwych służb. Twierdzi, że w wielu miejscach jego apele o wysłanie pomocy zostały początkowo zlekceważone. Nie wierzono mi - wyjaśnił.

"Helikoptery zostały na ziemi, bohaterscy ratownicy ruszyli na pomoc na nartach" - pisze dziennik "Il Messaggero". Zauważa, że ekipy nie dysponowały odpowiednim sprzętem.

Ponad 100 ratowników i strażaków prowadzących poszukiwania ludzi w miejscu zniszczonego hotelu mówi, że praca przebiega w skrajnie trudnych warunkach. Psy wyczuwają zapachy, ale my musimy przekopać się przez 4-5 metrów - powiedział Matteo Gasparini z górskiego pogotowia ratunkowego. Obrona Cywilna poprosiła o przysłanie dodatkowych sił.

Ratownik górski Walter Milan zauważył, że zasypani ludzie mogą przetrwać 2-3 dni, jeśli mają dostęp do powietrza. Ale to trudne - przyznał. 

(j., mal)