Do sześciu wzrosła liczba ofiar śmiertelnych wykolejenia się pociągu firmy Amtrak we wtorek wieczorem w pobliżu Filadelfii. Ponad 140 rannych trafiło do szpitala - podały miejscowe władze. Odnaleziono tzw. czarne skrzynki, trwają badania przyczyn katastrofy.

W pociągu jadącym z Waszyngtonu do Nowego Jorku podróżowało 238 pasażerów i pięciu pracowników obsługi. Skład wykoleił się zakręcie w Port Richmond nad rzeką Delaware na przedmieściach Filadelfii.

Burmistrz Filadelfii Michael Nutter poinformował na konferencji prasowej, że nie doliczono się jeszcze wszystkich osób podróżujących pociągiem. Niewykluczone, że część ludzi, którzy nie odnieśli obrażeń, udała się z miejsca wypadku do domu.

Nutter podał, że w chwili katastrofy, ok. godz. 21.30 (w środę 3.30 czasu polskiego) lokomotywa na zakręcie oderwała się od reszty pociągu, część wagonów przewróciła się na bok.

Wśród rannych jest maszynista pociągu, jednak stan jego zdrowia pozwolił na przesłuchanie przez policję.

Badania czarnych skrzynek z pociągu odbywają się w laboratorium w stanie Delaware.

Przedstawiciel Federalnej Agencji Badania Wypadków Kolejowych (NTSB) Robert Sumwalt poinformował, że na miejscu wypadku trwa badanie sygnalizacji, zniszczonych wagonów, stanu torów kolejowych i stanu technicznego pociągu.

Mamy zamiar odpowiedzieć na wiele pytań w ciągu 24 do 48 godzin - powiedział. Dodał, że pociąg był wyposażony w kamerę ustawioną na tory znajdujące się przed pociągiem, a także urządzenia rejestrujące m.in. prędkość i działanie hamulców. Zeznania ma też złożyć obsługa pociągu.

Amtrak - amerykański operator pociągów pasażerskich - zapowiedział, że linia pomiędzy Nowym Jorkiem a Filadelfią jest na czas nieokreślony zawieszona.

W pobliżu miejsca obecnej katastrofy w 1943 roku doszło do jednego z najgroźniejszych wypadków kolejowych w USA - w wyniku wykolejenia się pociągu jadącego z Waszyngtonu do Nowego Jorku zginęło 79 osób, a 117 zostało rannych.

(mal)