Wybór południowokoreańskiego Pyeongchang na organizatora zimowych igrzysk w 2018 roku oznacza zielone światło dla kandydatów z Europy do kolejnej olimpiady cztery lata później. Tak uważają Szwajcarzy, którzy chcą uczestniczyć w tym wyścigu.

Podczas 123. kongresu MKOl w Durbanie głosy 63 delegatów rozstrzygnęły losy igrzysk w 2018 r. już w pierwszej rundzie, bowiem Monachium otrzymało ich tylko 25, a francuskie Annecy tylko siedem. Gdy przewodniczący MKOl Jacques Rogge ogłosił zwycięzcę, południowokoreańscy działacze z trudem mogli zapanować nad radością, a niemieccy i francuscy nie kryli rozczarowania rozmiarami porażki.

Wynik ten ucieszył za to bardzo Szwajcarów, którzy tym razem nie startowali, ale od razu zadeklarowali udział w rywalizacji o zimowe igrzyska olimpijskie w 2022 roku. Na razie pod uwagę bierze się pięć miast, ale najprawdopodobniej wybór rodzimego komitetu olimpijskiego nastąpi pomiędzy Davos, Sankt Moritz oraz Genewą.

Szwajcaria to kraj z dużymi tradycjami, który gości sporo imprez rangi mistrzostw świata i Pucharu Świata w dyscyplinach zimowych, a olimpiada odbywała się tam już dwukrotnie - w 1928 i 1948 roku - w Sankt Moritz.

Strona szwajcarska uważa, że najbliższe igrzyska w rosyjskim Soczi, na pograniczu dwóch kontynentów, a kolejne rozgrywane w Azji, zwiększają szanse na przejęcie imprezy przez Europę. Co prawda w 2006 roku zmagania o olimpijskie medale toczyły się w Turynie, ale cztery lata później gościło ją kanadyjskie Vancouver.

Bardzo prawdopodobne, że jak opadną już emocje po głosowaniu w Durbanie, do tego wyścigu dołączy Monachium. Za wcześnie jeszcze na poważne deklaracje, ale to bardzo prawdopodobny scenariusz. Zresztą przykład wytrwałości Pyeongchang, które kandydowało po raz trzeci, dowodzi, że cierpliwość i konsekwencja się opłacają - stwierdził członek MKOl Niemiec Thomas Bach.